Opowiadania

niedziela, 15 kwietnia 2018

Epilog: Wśród aplauzu

Stres ściska mój żołądek powodując, że raz po raz unoszę do ust dłoń, by podgryźć któryś z wypielęgnowanych paznokci, które specjalnie na tę okazję przygotowała kosmetyczka. Alexy, dzielnie stojąc na straży mojego manikiuru, po raz kolejny pacnięciem w wierzch dłoni przywołuje mnie do porządku. Rzucam mu bezradne spojrzenie.
- Nie kontroluję tego.
- Lepiej zacznij. – wzdycha mój przyjaciel, wychylając się nieznacznie zza kulis – Zaraz będę musiał wrócić na widownię. Został jakiś kwadrans.
Wychylam się w ślad za przyjacielem i od razu dostrzegam Davida, siedzącego w trzecim rzędzie, obok którego miejsce zarezerwowane jest dla mojego przyjaciela.
- Masz rację, idź już.
Alexy rzuca mi srogie spojrzenie.
- A niech tylko zobaczę, że zeżarłaś tak cudowne dzieło rąk tej miłej kobiety, to słowo daję…
- Dobra, spadaj już. – fuczę, choć najchętniej zabrałabym ze sobą Alexy’ego na scenę ze sobą. Albo zamiast siebie. – Sio.
- Do zobaczenia później, Su. – Alexy wykonuje ruch, jakby chciał mnie objąć, ale w porę się powstrzymuje, nie chcąc wygnieść mojego kostiumu – Połamania karku, czy coś. – dodaje z szerokim uśmiechem i znika z naszych prowizorycznych kulis, zostawiając mnie na pastwę własnych tików nerwowych. Biorę kilka głębokich wdechów. Z tej strony sceny nie może towarzyszyć mi Lysander, ale nie wiem, czy tego żałuję. Z pewnością załagodziłby mój stres, jednak mogłabym poczuć się zbyt rozluźniona, a tego nie chcę. Potrzebuję skupienia.
Po raz setny powtarzam w myślach swoje kwestie, choć znam je doskonale na pamięć. Poprawiam kostium, ułożenie włosów i niewygodne pantofle, aż nie mam już co ze sobą zrobić i zaczynam krążyć bezmyślnie dookoła, wyraźnie działając na nerwy pozostałym aktorom. Jak to jest, że mając większe doświadczenie sceniczne, denerwuję się bardziej niż oni? Im dalej w las, tym więcej drzew. Albo wilków, jak powiedziałby Alexy. Mam ochotę wyjrzeć jeszcze na widownię i po raz ostatni wyłapać jego dodające otuchy spojrzenie, ale jest już na to za mało czasu. Na scenę wchodzi dyrektor szkoły, pani Shermansky i w kilku zdaniach zaprasza na sztukę zebraną publiczność, dziękuje pani Delanay i tak dalej. Mam wrażenie, że trwa to bez końca, aż wreszcie przemowę dyrektorki wieńczą oklaski dochodzące z widowni. Niezły początek, jak sądzę.
Zaczyna się przedstawienie.
Uważnie śledzę aktorów kolejno wchodzących i schodzących ze sceny, wsłuchuję się w ich role, bez trudu wyłapując pomyłki w powtórzonych setki razy podczas prób kwestiach, śledzę ruchy i ustawienie tak, by wiedzieć gdzie i jak powinnam wyjść, by wszystko dobrze wypadło i każdy miał wystarczającą ilość miejsca.
Ułamki sekund przed wejściem w plamę światła rzucaną przez reflektor nie czuję już stresu, a zastrzyk adrenaliny. Światło jest przygaszone, otoczenie imituje nocne miasto. Na suknię mam zarzuconą pelerynę z kapturem, w lewej dłoni ściskam lampę olejną, a prawą przytrzymuję materiał w okolicy dekoltu.
Rozglądam się po scenie z dezorientacją.
- Wiktorze! – nawołuję teatralnym szeptem. Nikt się nie zjawia. Gdzie on jest?
Rozglądam się dookoła, z lekkim strachem. Ciemny zaułek ma chyba prawo mnie przerażać.
- Wiktorze! – zerkam za kulisy naprzeciwko. Lysander powinien już się pojawić. To do niego takie podobne. Staram się mimo wszystko nie wychodzić z roli i po chwili słyszę jakiś hałas, dobiegający z drugiej strony sceny i wreszcie naprzeciwko mnie pojawia się Lysander. Wygląda cudownie w dopasowanym fraku, jednak nie mam czasu mu się przyglądać. Odstawiam lampę na deski sceny i zanurzam się w jego objęciach. Nie muszę udawać – to naprawdę jest cudowne uczucie.
- Myślałam, że już cię nie zobaczę. – mówi Eleanor łamiącym się głosem.
- Nigdy bym cię nie opuścił. – Wiktor spogląda jej w oczy i całuje wierzch dłoni.
- Mój ojciec nasłał na ciebie tych zbirów, myślałam… - nie jest w stanie dokończyć zdania, ukrywa twarz w dłoniach. Wiktor czule odsuwa jej ręce.
- Nie musisz się o mnie bać. Niedługo będziemy mogli być razem, nie martwiąc się o innych. Twój ojciec nas nie rozdzieli. Ani on, ani nikt inny.
- Wiktorze, ja… - Eleanor nagle zastyga, słysząc jakiś hałas – ktoś zdecydowanie biegnie w naszą stronę. Jej oczy rozszerzają się, przepełnione strachem i natychmiast rzuca się do ucieczki. Wiktor jeszcze dwa razy za nią woła, po czym również znika w mroku nocnego miasta.
Oddycham z ulgą. W chwili, gdy znikam z rozświetlonego blaskiem reflektorów prostokątu sceny, natychmiast przestaję być Eleanor i na powrót jestem sobą.
Przynajmniej do kulminacyjnej sceny.
Przećwiczyłam ją już tyle razy. Wbiegam na scenę, a z dwóch stron inni aktorzy wyciągają ręce, szarpiąc Eleanor za spódnicę i płaszcz, który gubi po drodze. Widzę z drugiej strony sceny Lysandra i od razu zauważam, że coś jest nie tak. Po chwili wiem już, że ewidentnie zapomniał swojego cylindra, kluczowego dla sceny rekwizytu. Próbuję dać mu jakoś znak, ale idzie przed siebie tak pewnie i z taką determinacją, że przez chwilę się waham.
Co on wyprawia?
Eleanor upada, potykając się o czyjąś nogę, Wiktor dociera do niej i pomaga jej wstać. Tłum niepostrzeżenie się rozprasza. Już nie Wiktor, a Lysander patrzy mi głęboko w oczy, jakby chciał mi coś przekazać.
Ale co? Zorientował się już, że go nie ma? Pozbawimy przedstawienie najważniejszej sceny?
Nie mogłam się bardziej pomylić.
- Kocham cię. – mówi Lysander. I zanim zdążę pojąć, co właśnie się wydarzyło, bierze mnie w ramiona i czule całuje w usta. Bezwolnie oddaję pocałunek i słyszę, jak publiczność zaczyna głośnymi owacjami nagradzać tę scenę. Widzę, że kilka osób wstało z miejsc. Przez myśl przechodzi mi obraz moich rodziców, którzy zapewne siedzą teraz zastanawiając się, co się właściwie stało. Oczami wyobraźni widzę też Alexy’ego, który splata swoją dłoń z dłonią Davida. Czas i miejsce się nie liczą. Liczy się tylko to wyznanie, od którego w moich płucach rośnie ogromna bańka szczęścia. Dopiero po dłuższej chwili Lysander się ode mnie odsuwa, a mnie udaje się tylko wyszeptać:
- Ja ciebie też.
I tylko my wiemy, że Wiktorowi nie dane było dzisiaj pocałować swojej ukochanej.


----

KONIEC ;)

Dziękuję wszystkim, którzy wraz ze mną dotarli do tego, jakże romantycznego, zakończenia.
Mam już szczegółowo zaplanowane kolejne opowiadanie, które również pojawi się na tym blogu, więc nie zapomnijcie zajrzeć w wolnej chwili. Zdradzę tylko, że będzie się działo dużo więcej i będziecie mieli okazję poobserwować bohaterów w całkiem nowych rolach. Mam nadzieję, że taki powiew świeżości w tym temacie przypadnie Wam do gustu.

Zanim zasiądę do pisania kolejnej opowieści, będę wdzięczna za Waszą opinię. Nie szczędźcie mi krytyki, bo dzięki niej będę mogła uczynić kolejne opowiadanie jeszcze lepszym - dla Was. 

Jeszcze raz dziękuję za wszystkie komentarze, a takze każdemu anonimowemu czytelnikowi. Jakby nie było, to dzięki Wam ostatecznie pociągnęłam to do końca.

Tym razem stawiam na zupełnie nowy, lepszy początek!

Buźka i do następnego! :*

Namida

2 komentarze:

  1. Ta końcówka jest tak strasznie urocza awww 😍 Żałuję że na pewien czas zapomniałam o tym ff, na szczęście gdzieś je znalazłam w domenach internetu i chwała niebu za to <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też się cieszę! Witaj ponownie i czuj się jak u siebie ❤

      Usuń