wtorek, 16 maja 2017

Część czwarta: Jawa czy sen?

Gdy następnego dnia budzę się z głębokiego snu, potrzebuję dłuższej chwili by odzyskać poczucie czasu i przestrzeni. Ponieważ usnęłam w ubraniu, pierwszą rzeczą jaką robię jest doprowadzenie się do porządku, więc wchodzę do łazienki i biorę kąpiel. Gdy tylko zanurzam się w ciepłej wodzie, od razu wracają do mnie obrazy minionego wieczoru, powodując u mnie jednocześnie łaskotanie w brzuchu i niepewność. Czy aby na pewno to nie był tylko sen? Jak na złość, nie mam żadnego dowodu, by upewnić się, że to wydarzyło się naprawdę, a mój umysł z jakiegoś powodu go żąda  - zapewne ze względu na nierealność tej sceny. Pogodziłam się już tym, że najwyraźniej jestem po uszy zauroczona Lysandrem i beztrosko oddaję się rozpamiętywaniu naszego pocałunku - wspominam ze szczegółami każdy jego gest, od chwili gdy chwyciłam go za rękę, aż po nasze rozstanie pod moim domem i zanurzam się zupełnie w przyjemnych doznaniach. Cóż, wspomnień nikt mi nie zabierze, nawet jeśli pochodzą ze snu.
Gdy odświeżona i owinięta szlafrokiem wychodzę wreszcie z łazienki, czeka już na mnie w pokoju najlepszy możliwy dowód na potwierdzenie prawdziwości chwil z parku - miga błękitna dioda powiadomień w moim telefonie i jeszcze zanim otwieram SMS, już czuję przyjemny ucisk w żołądku. Numer jest nieznany, jednak treść nie pozostawia złudzeń, co do nadawcy wiadomości:
Witaj, Sucrette. Twój numer przekazała mi Roza - mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko. Jeżeli jeszcze śpisz to mam nadzieję, że jestem obecny w Twoich snach - tak jak Ty w moich. Czy zechcesz spotkać się dzisiaj ze mną? Przyjdę po Ciebie o 15:00. Twój oddany - L.
Odczytuję treść SMS-a kilkukrotnie, oszołomiona treścią i czuję, jak w moich płucach rośnie ogromna bańka szczęścia. Zanim udaje mi się sklecić zadowalającą mnie odpowiedź, parę razy kasuję cały tekst. Wreszcie wysyłam Lysandrowi zwrotną wiadomość i przysiadam na łóżku ciekawa, czy odpowie mi od razu:
Witaj, Lysandrze. Cieszę się, że napisałeś i tym samym potwierdziłeś, że nasze spotkanie nie było tylko snem. Jeżeli chcesz się dowiedzieć, o czym śniłam tej nocy, powinieneś koniecznie po mnie przyjść. Będę czekać z niecierpliwością. S.

Dostaję odpowiedź po niecałych trzech minutach:
W takim razie już nie mogę się doczekać, by zajrzeć do Twoich snów. Do zobaczenia.

Uśmiecham się do wyświetlacza telefonu i w świetnym humorze postanawiam dołączyć do swoich rodziców w salonie.  Mój dobry nastrój nie uchodzi uwadze mamy, która koniecznie chce wiedzieć, co go powoduje. Jej zdaniem mam "szczęście wypisane na twarzy", jednak wymijająco opowiadam, jak to wczoraj świetnie bawiliśmy się w klubie karaoke i przyznaję, że nawet udało mi się wystąpić.
- A dzisiaj jakie masz plany? Zostajesz w domu? - pyta nagle mama.
- Hm, nie, o piętnastej jestem umówiona na spacer i zakupy. Z koleżanką. - dodaję szybko. Kłamstwo nie wychodzi tak gładko, jak chciałam, jednak musi wystarczyć. Nie mogę się na razie przyznać rodzicom, że spotykam się z chłopakiem. Jeszcze nie.
- Z Violettą? - interesuje się znowu mama.
- Nie, nie. Z Rozalią. To ta dziewczyna, która była wczoraj z nami.
- A Alexy? Idzie z wami?
- Też nie. Miał na dzisiaj jakieś plany. - odpowiadam, nie chcąc wdawać się w pijackie szczegóły z życia mojego przyjaciela. Mam nadzieję, że gdy wytrzeźwieje i wyleczy kaca, będzie mu bezbrzeżnie głupio, że się tak nieodpowiedzialnie zachował.
- Rozumiem. - mruczy mama pod nosem, podsuwając mi pod nos porcję tostów - W każdym razie, bawcie się dobrze. My z tatą wychodzimy dzisiaj wieczorem do kina. Spodziewam się, że nie wrócimy do jutrzejszego popołudnia, zrób sobie kanapki na kolację. I na śniadanie też.
- Jasne. - odpowiadam, smarując tosta dżemem. - Miłej randki. - puszczam mamie oko, na co ona śmieje się serdecznie.
- Dzięki, córeczko. - wygląda, jakby chciała coś dodać, ale w końcu się nie odzywa i w milczeniu kończymy posiłek.
Po skończonym śniadaniu siedzimy jeszcze z rodzicami chwilę w salonie, śmiejąc się z jakiegoś teleturnieju, aż wreszcie wracam do swojego pokoju i staję przed potężnym dylematem - w co się ubrać? Przekopując szafę natrafiam na najróżniejsze pomysły, jednak część muszę odrzucić od razu - czy to z powodu pogody, czy to wątpliwej swobody ruchów. W końcu stawiam na błyszczące baleriny, dopasowane dżinsy i bluzkę o koszulowym kroju, z lekkiego materiału i w butelkowozielonym kolorze. Nie wiem, co zaplanował na dzisiaj Lysander, więc wolę nie przesadzać z elegancją - co, jeżeli pójdziemy na naprawdę długi spacer albo zorganizuje piknik?
W oczekiwaniu na godzinę spotkania postanawiam wysłać wiadomość do Alexy'ego z pytaniem, jak się czuje. Nie otrzymuję jednak odpowiedzi i wnioskuję, że najprawdopodobniej jeszcze po prostu śpi. Mogę co prawda zapytać Armina o stan brata, ale ostatecznie tego nie robię. Bądź co bądź, powinnam być na niego obrażona za wczoraj. Wreszcie włączam sobie muzykę i relaksuję się przy książce, która pochłania mnie na dobrą godzinę. W międzyczasie odrabiam też lekcje. Czas dłuży mi się w nieskończoność i kiedy wreszcie na zegarze wybija godzina czternasta piętnaście, idę do łazienki, by się wyszykować. Pół godziny później jestem już gotowa do wyjścia, więc zabieram swoje rzeczy, żegnam się z rodzicami i wychodzę przed dom, by spokojnie zaczekać na Lysandra. Po pięciu minutach dostaję od niego wiadomość: Czekam przy bramie, więc bez wahania ruszam w kierunku wejścia do parku. Od razu dostrzegam charakterystyczną postać, stojącą przy ogrodzeniu i na jego widok w moim brzuchu podrywa się do lotu całe stado motyli. Chłopak patrzy w inną stronę, więc mam niepowtarzalną okazję, by bezkarnie mu się przyjrzeć. Z racji ciepłej pogody zrezygnował ze swojego płaszcza, jednak na staromodną, białą koszulę ma założoną stylową kamizelę, a ciemne spodnie wpuścił w wysokie za kostkę buty. Obiektywnie patrząc wygląda jak przybysz z innej epoki. Bardzo atrakcyjny przybysz.
Podchodzę do niego i lekko kładę mu dłoń na ramieniu, na co on natychmiast się do mnie odwraca i obdarza pełnym czułości spojrzeniem. Za chwilę jednak w jego oczach pojawia się skrucha.
- Witaj. Czy wybaczysz mi, że nie przyszedłem po ciebie pod sam dom? Nie chciałem stawiać się w kłopotliwej sytuacji. Mam nadzieję, że darujesz mi to uchybienie.
Uśmiecham się do niego nieśmiało. Może on po prostu jest przybyszem z innej epoki.
- Tym razem ci daruję, jednak będziesz musiał mi to jakoś wynagrodzić. - odpowiadam zadziornie.
- Co tylko zechcesz. - Lysander z powagą patrzy mi w oczy i ofiaruje mi swoje ramię - Pozwolisz?
Nie bez pewnego skrępowania ujmuję go pod rękę. Nocą, gdy otaczała nas atmosfera tajemniczości i magii wszystko wydawało się prostsze, niż tutaj - za dnia, w parku pełnym spacerowiczów. Staram się jednak nimi nie przejmować i nacieszyć obecnością chłopaka, który wczoraj mnie pocałował.
- Dokąd idziemy? - pytam widząc, że Lysander prowadzi nas w coraz dziksze rejony parku, a rzeka mijających nas ludzi zaczyna widocznie się przerzedzać.
- W wyjątkowe miejsce. - obiecuje chłopak i śle mi blady uśmiech - Nie powinnaś być zawiedziona, Sucrette.
- Wiem, że nie będę.
Idziemy dość długo, aż wreszcie prawie zupełnie gubię się w plątaninie zupełnie nieznanych alejek, które z czasem zamieniają się w wydeptane, zarośnięte ścieżki. Nigdy nie zapuszczałam się w dziksze rejony parku, chociaz wiem, że rozciąga się on na bardzo dużej powierzchni. Bliżej głównych alejek mijały nas dosłownie tłumy spacerowiczów, kręcących się głownie w pobliżu budek z lodami i rurkami z kremem - tutaj jednak otacza nas zupełna cisza, słyszymy jedynie śpiew ptaków i szum wysokich drzew. Wreszcie ścieżki stają się tak wąskie, że Lysander wyplątuje mnie ze swojego uścisku i podaje mi rękę, po czym dalej idziemy gęsiego. Zaczynam się coraz bardziej niepokoić.
- Na pewno wiesz, dokąd idziemy? - pytam słabo. Co, jeśli źle go oceniłam? Jeśli zamierza zaprowadzić mnie w jakieś odludne miejsce, żeby...?
Próbuję odegnać od siebie złe przeczucia, jednak chłopak nie odpowiada na moje pytanie.
- Lysandrze? - pytam głośniej i mam nadzieję, że w moim głosie nie ma ani cienia paniki. Chłopak w tym momencie jakby się otrząsa i odwraca w moją stronę. Widząc moje rozszerzone strachem oczy, pochyla się nade mną z troską.
- Co się dzieje, Sucrette?
- Dokąd mnie prowadzisz? - pytam, już na serio przestraszona. Lysander marszczy lekko brwi. W końcu jakby zaczyna rozumieć, co właśnie się ze mną dzieje i spogląda mi w oczy.
- Sucrette, naprawdę pomyślałaś, że mógłbym chcieć cię skrzywdzić? - pyta, a w jego głosie pobrzmiewa nuta smutku i... rozczarowania. - Nigdy, przenigdy nie mógłbym doprowadzić do tego, by w jakikolwiek sposób sprawić, że będziesz cierpiała. Proszę, pamiętaj o tym.
Nie mogę mu nie uwierzyć. Kiwam lekko głową i ku swojemu zdziwieniu czuję, że naprawdę się uspokajam.
- Dobrze. Przepraszam. To przez to, że ja...
Nie kończę, bo Lysander zamyka mnie w czułym uścisku, a od jego zapachu zaczyna kręcić mi się w głowie. Upojona jego bliskością wtulam twarz w jego klatkę piersiową i pozwalam, by złożył na moim czole opiekuńczy pocałunek.
- Sucrette, nie musisz się mnie bać. - szepcze wprost do mojego ucha.
- Wiem. - mruczę - Wybacz.
Jeszcze przez chwilę przytula mnie do siebie.
- Możemy iść dalej, czy wolisz wrócić?
- Chodźmy dalej.
- To niedaleko. - obiecuje chłopak, odsuwa się ode mnie i ponownie prowadzi ścieżką. Rzeczywiście - po zaledwie kilkunastu metrach przedzierania się przez chaszcze w miejscu, które wyglądało jakby nikt nigdy tu nie przychodził, wychodzimy wreszcie na porośniętą krzakami róż i bzu niewielką polanę, centrum której stanowi niezbyt rozległe, dzikie jezioro porośnięte rzęsą.
Widok jest tak niezwykły, że nie mam pojęcia, co powiedzieć.
- Podoba ci się? - pyta po dłuższej chwili milczenia Lysander.
Bez słowa kiwam głową i odwracam się, by spojrzeć na niego z wdzięcznością. Chciał mi pokazać ważne dla siebie miejsce, a mnie przychodziły do głowy jakieś idiotyczne myśli. To nie fair. Czuję wręcz wyrzuty sumienia, że niesłusznie go oskarżyłam.
- Skoro ci się podoba, to może usiądziemy? - rozglądam się dookoła, szukając wzrokiem jakiegoś wygodnego miejsca do siedzenia, jednak niczego takiego nie znajduję. - Chodź, pokażę ci.
Zaciekawiona podążam za nim, aż moim oczom ukazuje się małe, drewniane molo, wychodzące na jezioro. Od strony, gdzie staliśmy wcześniej, było osłonięte przez pałki wodne, więc nie mogłam go dostrzec. Spoglądam na nie z powątpiewaniem.
- Jesteś pewien? Nie wygląda zbyt solidnie.
- Nie martw się, siedziałem tutaj nie raz. Chodź, daj rękę.
Chwytam jego wyciągniętą dłoń i powoli wchodzę na drewniany pomost. Deski pode mną trzeszczą ostrzegawczo, jednak konstrukcja wydaje się być zaskakująco solidna. Siadam przy końcu pomostu, przyciągając kolana pod brodę. Lysander siada tuż za mną, tak, że mogę przytulić się plecami do jego klatki piersiowej. Przez chwilę podziwiam urokliwy widok na jezioro i pluskające się w nim ptactwo wodne. Lysander obejmuje mnie ramionami i dopiero po chwili orientuję się, że trzyma coś w lewej ręce. Poznaję czarną, skórzaną okładkę notatnika właściwie od razu.
- Twój notes? Myślałam, że nie chcesz, żeby ktokolwiek do niego zaglądał.
- Masz rację, nie chcę. - odpowiada Lysander. Jego usta są tuż przy moim uchu, dzięki czemu może mówić bardzo cicho, nie macąc panującej dookoła nas ciszy. Niespiesznie zbiera moje włosy i zakłada je za ucho, ciepłą dłonią muska mój kark. - Ty jednak nie jesteś kimkolwiek. I chcę, żebyś mi ufała. Wydaje mi się, że łatwiej to osiągnę pokazując ci, że ja ufam tobie.
Nie do końca rozumiejąc jego intencje, spoglądam jeszcze raz na notatnik.
- Chcę ci pokazać, co robiłem dzisiejszej nocy, gdy ty słodko spałaś. - śmieje się cicho. Jego wargi są tak blisko, że raz po raz muska nimi przekłuty płatek mojego ucha. Wciąż otaczając mnie ramionami, niespiesznie otwiera przede mną swój notes na właściwej stronie. Najpierw widzę mnóstwo poprzekreślanych fraz, dopisanych z boku słów i pozmienianych rymów. Nie jestem pewna, na co patrzę, dopóki Lysander nie przewraca strony i moim oczom nie ukazują się schludnie przepisane wersy. Przyglądam im się z niedowierzaniem.
- Ty... napisałeś piosenkę... - szepczę, bo wzruszenie ściska mnie za gardło.
- O tobie. - kończy za mnie chłopak - Jesteś moją muzą, Sucrette.
- Nie wiem, co powiedzieć. - jąkam się i próbuję wydobyć z siebie głos, choć łamie się i za żadne skarby nie chce przedostać przez ściśnięte gardło.
- Na razie nic nie mów. Będę zaszczycony, jeżeli zechcesz posłuchać.
- Jak to?
- To piosenka, Sucrette. I jak wszystkie piosenki, i ta ma swoją melodię. Myślę, że bez niej byłaby niekompletna. Jak i ja bez ciebie.
Czuję, że powinnam coś odpowiedzieć na tę jawną manifestację uczuć, lecz nie jestem w stanie wykrztusić nawet słowa i boję sie, że jeżeli spróbuję, to palnę coś bez sensu i zniszczę bezpowrotnie tę piękną chwilę. Zamiast się odzywać, słucham. Lysander obejmuje mnie czule i zaczyna śpiewać dla mnie piosenkę, którą napisał tej nocy. Śpiewa ją czysto, swoim głębokim i ciepłym, pełnym pasji głosem, a ja nie mogę pojąć, jak człowiek może stworzyć coś tak cudownego w zaledwie jedną noc. Tekst jest wspaniały, ale z muzyką tworzy nierozerwalną całość, a gdy tylko zaczynam to rozumieć, łzy zaczynają spływać po moich policzkach strumieniem, kórego nie mam siły kontrolować. Próbuję jedynie się nie rozszlochać, gdyż obawiam się, że wówczas Lysander przerwałby piosenkę, a ja niczego tak nie pragnę, jak wysłuchać jej teraz do końca, właśnie tutaj, w tym magicznym miejscu, przytulając plecy do jego klatki piersiowej. Końcówkę Lysander śpiewa tak cicho, że jego głos wibruje, tworząc głęboki pomruk, który odzywa się dreszczem gdzieś w moich lędźwiach. Gdy nuci ostatnie tony, zupełnie nieprzypadkowo muska wargami moje ucho, a jego dłoń wędruje do mojej twarzy, gdzie odkrywa, że mój policzek jest kompletnie mokry.
- Och, Sucrette. - wzdycha tylko cicho, usiłując zetrzeć łzy, lecz te próby skazane są z góry na sromotną porażkę, gdyż uporczywie produkuję nowe.
- Zostaw. - szepczę w końcu, chcąc powstrzymać te desperackie próby i odwracam się nieco, by znaleźć się bliżej jego twarzy - Są dla ciebie. A to była najpiękniejsza rzecz, jaką usłyszałam kiedykolwiek, w całym swoim życiu. Jesteś niezwykłym artystą. Widzisz, co ze mną robisz? - chwytam jego dłoń i unoszę do swojego wilgotnego policzka - Możesz je zabrać. I tak należą  tylko do ciebie. - szepczę tak cicho, że obawiam się, iż mnie nie usłyszał. On jednak chwyta moją twarz w dłonie i unosi lekko moją brodę tak, bym musiała spojrzeć mu w oczy. Jego czułe spojrzenie jest tak uważne, że mam wrażenie, iż prześwietla moją duszę.
- Sucrette. Uważam, że to, co wydarzyło się między nami wczoraj było... - zawiesza głos, a ja czuję nagły lęk. Błędem? Czy to właśnie chce powiedzieć?
- ... cudowne. - dokańcza, a ja mogę odetchnąć  - Pocałowanie cię było prawdopodobnie najlepszą decyzją w moim życiu, lecz zanim zrobię to ponownie, chcę wiedzieć, że ty też tak uważasz.
Czuję, że pod ciężarem jego spojrzenia zupełnie się roztapiam.
- Tak. - mówię z uczuciem - Ja też tak uważam.
W tym momencie Lysander, już bez pytania o zgodę, po prostu składa na moich ustach słony od moich własnych łez, pocałunek. Tym razem wiem, czego się spodziewać, ale i tak nie mogę powstrzymać się od jęku. Jest w tym pocałunku tyle pasji, że aż obawiam się, czy Lysander go od razu nie przerwie, porażony własną gwałtownością - ale nie. Zamiast tego przyciąga mnie do siebie jeszcze bardziej, czym tylko mnie zachęca i zaczynam z podobnym zaangażowaniem oddawać jego pocałunki. Są gwałtowne i pełne namiętności, przez co już po chwili zaczynamy oboje ciężko oddychać, jak po długim i wyczerpującym biegu. Nasze oddechy mieszają się ze sobą, a ja bezwiednie wczepiam się palcami w jego koszulę, chcąc jak najdłużej zatrzymać go dla siebie. Zachęcony tym Lysander pochyla się lekko do przodu tak, że musi trzymać mnie mocno w swoich ramionach, bym nie straciła równowagi i nie upadła. Delikatnie przesuwa językiem po mojej dolnej wardze, ledwo ją muskając, jakby prosił o pozwolenie na głębszy pocałunek. Wydaję z siebie pełen zachwytu jęk i czuję, że Lysander coraz bardziej się ośmiela, gdy nagle słyszę coś dziwnego, jakby przeciągły trzask i jęk drewnianej konstrukcji. Zdezorientowana rozglądam się na boki i widzę nagły strach w oczach mojego towarzysza, który jako pierwszy orientuje się, co się właśnie dzieje. W jednej chwili zrywa się na równe nogi i ciągnie mnie za sobą w górę, lecz zanim udaje mi się podnieść z miejsca czuję, jak oparcie pode mną ustępuje i nagle całe drewniane molo, wraz ze mną i Lysandrem, zapada się do jeziora.

4 komentarze:

  1. Z przyjemnością Cię informuje, że Twoje zgłoszenie zostało pozytywnie rozpatrzone i dodane do Katalogu blogów Słodkiego Flirtu.
    Życzę Ci dużo weny i wolnego czasu na napisanie nowych rozdziałów, które będziesz mogła u nas zgłaszać ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam nadzieję, że przeżyją LOL
    Fajnie piszesz ,podoba mi się i mam nadzieje ,ze niedługo dodasz kolejną część.
    Pozdrawiam😃😘😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komentarz, dobrze wiedzieć, że ktoś tutaj zagląda ;) Prawdopodobnie jeszcze dzisiaj dodam rozdział, staram się dopracowywać szczegóły, żeby jak najlepiej się potem czytało. Dzięki za miłe słowa i również pozdrawiam ciepło!

      Usuń
  3. Kobieto kocham Cię 😙 Nie mogę się oderwać od czytania tego cuda, jest to tak strasznie urocze ale tak cudownie idealne "wyrównanie" Nie wiem jak to określić po prostu jest IDEALNE 💜

    OdpowiedzUsuń