sobota, 14 kwietnia 2018

Część siódma: Wracaj szybko albo nigdy

Ostatnia część historii - na dniach dodam jeszcze krótki epilog. Zapraszam!

---

Kolejne dwa tygodnie wspominam jako jedne z najgorszych w całym moim życiu.

Lysander i Kastiel już następnego dnia pojawili się w szkole, jednak w żaden sposób mi nie ulżyło. Kastiel podszedł do mnie na jakiejś przerwie i wypalił coś w stylu „Sorry za tamto na imprezie”, po czym odwrócił się na pięcie i sobie poszedł. I tyle, więcej nie zamienił ze mną słowa, chociaż to niespecjalnie mnie obeszło – w końcu nic się między nami tak naprawdę  nie zmieniło. Tym, co boli mnie najbardziej jest to, jak przez cały czas traktuje mnie Lysander – przez większość czasu w ogóle mnie nie zauważa, natomiast gdy już musi wejść ze mną w interakcje – jak na próbach do przedstawienia – robi to z wyraźną rezerwą i bez przyjemności. Nie mogę się nadziwić, jak szybko był w stanie zupełnie się zdystansować i nie próbować nawet wyjaśnić tego, co się wydarzyło. Coraz częściej widuję za to Ninę, koczującą zwykle w okolicach szkoły i wyglądającą swojego idola i choć z początku jej widok powodował, że coś się we mnie gotowało, to z czasem mijałam ją już zupełnie obojętnie, nawet pomimo jej złośliwych uśmieszków pod moim adresem. Violetta i Alexy są dla mnie ogromnym wsparciem i chyba tylko dzięki ich towarzystwu udało mi się jakoś to przetrwać, bez zamykania się w pokoju i płakania w poduszkę całymi dniami.
Kolejny dzień zapowiadał się tak samo. Jest przyjemnie ciepło, więc zdecydowana większość uczniów spędza przerwy na zewnątrz, przesiadując na szkolnym dziedzińcu. Nie inaczej jest ze mną i Violą – siedzimy na schodach i jemy kanapki, cicho rozmawiając i czekając na spóźniającego się Alexy’ego. Staram się nie spoglądać na ławkę Kastiela, gdzie on i Lysander dyskutują na temat jakiejś piosenki, dzieląc się słuchawkami. Sprawdzam telefon, jednak nie mam żadnej wiadomości od Alexy’ego.
- Gdzie on się podziewa? – mruczę pod nosem – miał być pół godziny temu.

- Znasz go, na pewno zaraz się zjawi.

- W sumie masz rację. To co z tymi rysunkami? – mówię, kończąc swój posiłek i wycierając ręce w chusteczkę.

- Och, jasne. – Violetta wyciąga swoją teczkę i rozkłada przede mną, pokazując mi szkice. Od jakiegoś czasu stara się skupić na portretach i niepostrzeżenie rysuje ludzi ze swojego otoczenia, starając się w jak najkrótszym czasie oddać jak największe podobieństwo. Największą część prac stanowią portrety mnie i Alexy’ego, jednak na kilku rozpoznaję bez pudła innych uczniów liceum. Ze szczerym zachwytem chwalę prace Violi, która od czasu do czasu rzuca jakiś komentarz. Z namysłem porównuję do siebie portrety Armina i Alexy’ego zastanawiając się, jakim cudem udało jej się uchwycić różnice w wyglądzie niemalże identycznych braci, używając samego tylko ołówka i skupiając się wyłącznie na twarzach, gdy Violetta raptownie milknie, wpatrzona w szkolną bramę.

- Ojej. – udaje jej się tylko wykrztusić, a ja dopiero wtedy podnoszę wzrok znad szkiców i zamieram – tak, jak większość uczniów zgromadzonych na podwórzu. W bramie stoi Alexy, jednak nie sam – towarzyszy mu wysoki szatyn, którego nigdy dotąd nie widziałam. Bez skrępowania trzymają się za ręce, zmierzając w naszym kierunku – Alexy radośnie nam macha, więc od razu odwzajemniam ten gest, starając się na czas zebrać szczękę z podłogi.

- Cześć, dziewczyny! Poznajcie Davida. David, to Sucrette i Viola. – mam wrażenie, że Alexy mówi nienaturalnie głośno i nagle dociera do mnie, że właśnie poświęcił swoją prywatność – i zrobił to dla mnie. Wiem to jeszcze zanim zauważam wzrok Kastiela i Lysandra, z których min można wywnioskować, że najchętniej zapadliby się pod ziemię i tam już pozostali. Przenoszę wzrok na Davida i uśmiecham się szczerze, próbując zatuszować wzruszenie.
- Miło mi cię poznać. – mówię, ściskając jego wyciągniętą dłoń.

- Mnie też. – chłopak uśmiecha się ciepło – Przyjaciele Alexy’ego są moimi przyjaciółmi. Musimy się koniecznie kiedyś spotkać.

- Jasne, bardzo chętnie. – mówi Viola.

- Muszę lecieć. Miło was było poznać dziewczyny. – David żegna się z Alexym pocałunkiem w policzek i opuszcza teren szkoły, kierując się w stronę przystanku autobusowego.
W szkole wybrzmiewa dzwonek, a Alexy uśmiecha się do nas, najwyraźniej bardzo z siebie zadowolony. Oddaję Violi teczkę i podnoszę się ze schodów.
- Musimy pogadać. – szepczę – Przecież nie musiałeś…

- Później, Su. – Alexy pomaga się podnieść Violetcie i prowadzi ją w kierunku wejścia – Teraz ktoś inny chce z tobą pogadać. – dodaje, puszczając mi oczko i nieznacznym ruchem głowy wskazując coś za moimi plecami. Wiem, że tam jest, zanim jeszcze zbliży się do mnie dostatecznie, bym mogła go wyczuć. Delikatnie dotyka mojego ramienia i dopiero wtedy się odwracam.

- Jestem ci coś winien, Sucrette. – mówi szczerze i tak cicho, że ledwo jestem w stanie go usłyszeć. – Czy zechcesz poświęcić mi swój czas?

- Nie. – wypalam i odruchowo postępuję pół kroku w tył, zanim nie zorientuję się, że Lysander ma minę skrzywdzonego szczeniaka i szybko się reflektuję – To znaczy, nie teraz. To chyba nie jest najlepsza pora.

Lysander puszcza moje ramię i uśmiecha się smutno.

- Przypuszczam, że sobie na to zasłużyłem.
Już mam przytaknąć, ale w ostatnim momencie gryzę się w język. Spoglądam mu w oczy i czuję, jak opuszcza mnie cała odwaga.
- Zaczekaj na mnie po lekcji. – mówię i prawie wbiegam do szkoły, nie czekając na Lysandra.
Na ostatnie tego dnia zajęcia docieram w samą porę, jeszcze przed wejściem nauczyciela. W sali panuje poruszenie skupione na Alexym, jednak on zdaje się w ogóle tym nie przejmować i gdy tylko mnie dostrzega, pokazuje mi uniesiony w górę kciuk i odsłania w uśmiechu chyba wszystkie zęby. Patrzę na niego, z niedowierzaniem kręcąc głową. Jemu to może nie przeszkadza, ale mnie na samą myśl o ujawnieniu swojego związku z Lysandrem robi się słabo i tym bardziej doceniam to, co dla mnie zrobił. Rozsiadam się na swoim miejscu obok Violetty i chwilę później do sali wchodzi Lysander, a zaraz po nim Farazowski. Staram się za wszelką cenę unikać wzroku chłopaka, ale jest to trudne zważywszy, jak intensywnie mi się przygląda – czuję wręcz, jakby jego wzrok przenikał moją duszę. Nie zmienia się to nawet na lekcji i zaczynam się dziwnie z tym czuć – przez te dwa tygodnie odzwyczaiłam się od jego atencji do tego stopnia, że teraz, gdy mam jej aż w nadmiarze, czuję się niezręcznie jak podczas naszych pierwszych spotkań, kiedy Lysander dopiero zaczynał mnie zauważać. Nie potrafię się w żaden sposób skupić na lekcji, więc kiedy Farazowski zadaje mi pytanie, ja kompletnie nie jestem w stanie na nie odpowiedzieć. Za karę dostaję dodatkowe zadanie do odrobienia i mogę przysiąc, że słyszę złośliwy chichot Amber. Kiedy lekcja dobiega końca, staram się jak najwolniej pakować swoje rzeczy do torby, bo widzę czekającego na mnie przy drzwiach Lysandra, który nie przestaje mi się przyglądać. Mija mnie Alexy, który sugestywnie przytyka kciuk do prawego ucha, a mały palec do kącika ust w geście mającym mi zasugerować, że się zdzwonimy. Przytakuję, a Alexy puszcza mi oko i pewnym krokiem opuszcza salę, beztrosko mijając w przejściu Lysandra. W końcu nie mam już jak odwlekać pakowania, więc żegnam się jeszcze z Violettą, biorę głęboki wdech i podchodzę do białowłosego chłopaka. Jest chyba jeszcze bardziej onieśmielający niż do tej pory i patrzy na mnie wyczekująco. Wychodzę na korytarz, rzucając mu jeszcze spojrzenie, które w zamyśle ma być śmiałe i pewnie idę przed siebie. Czuję za sobą jego niezłomną obecność i gdy tylko wychodzę na dziedziniec dostrzegam zarys sylwetki Niny, która jak zwykle czeka na niego przy bramie. Przystaję, ciekawa jak zachowają się oboje w mojej obecności. Lysander nieznacznie marszczy brwi, ale nie widzę w jego ruchach nawet śladu niepewności, gdy podchodzi do blondynki.
- Przykro mi, Nino, ale jestem zajęty. – mówi bez wahania.

- Och? – dziewczyna patrzy na niego sarnimi oczętami, lecz gdy jej wzrok pada na mnie od razu zaczyna bardziej przypominać spojrzenie bazyliszka. Zadziwiające, ile złości potrafi pomieścić tak mała osóbka. – Nią? Jesteś zajęty nią?

- Nino… - Lysander marszczy brwi i bez pytania mnie o zdanie chwyta moją dłoń i unosi w górę nasze splecione ręce – Nie powinnaś tutaj przychodzić.

W jej oczach zaczynają szklić się łzy i mogłabym przysiąc, że potrafi je przywołać na zawołanie.

- Ale przecież… mówiłeś…

- Tak, że możesz przyjść porozmawiać. Ale nie możesz wystawać tutaj codziennie.

Nagle jej twarz przybiera wyraz wściekłości.

- To wszystko przez ciebie! – krzyczy w moją stronę i zanim ktokolwiek zdąży zareagować, odbiega za bramę i po chwili znika za rogiem szkoły.
Lysander odprowadza ją wzrokiem z przeciągłym westchnieniem. Spogląda jeszcze na nasze splecione dłonie i niechętnie wyswobadza moją rękę ze swojego uścisku.
- Przepraszam za to. Chciałem dać jej do zrozumienia, że nie jest mile widziana.

- Cóż, kiedy was ostatnio widziałam, wcale nie odniosłam takiego wrażenia. – mówię trochę zaczepnie i zaczynamy powoli iść w przeciwnym kierunku, niż odbiegła Nina.

- Wiem. Cokolwiek pomyślałaś, nie łączy nas żadna romantyczna relacja. Ale chyba takie zapewnienie nie wystarcza, prawda?

- Szczerze mówiąc, nie bardzo.

- Rozumiem. – Lysander przez chwilę zbiera myśli – Nina to… wyjątkowy przypadek. Jest prezeską jednoosobowego fanklubu, który skupia się wokół mojej twórczości. Kiedy ją poznałem sądziłem, że to raczej niegroźna dziewczyna, której szybko przejdzie. Jej matka ciężko choruje i Nina źle to znosi, więc zaoferowałem jej, że zawsze może przyjść porozmawiać. Nie przypuszczałem, że odbierze to tak dosłownie. Mam wrażenie, że jest wszędzie tam, gdzie ja i jest to niesłychanie męczące, lecz nie mam odwagi jej odtrącić w obawie, że ona może… zrobić coś niemądrego. Sama widziałaś, jak się zachowuje.
- To bardzo niezdrowe. Nie możesz jej na to pozwalać.
- Jeszcze nie wymyśliłem, co z nią zrobić. Liczę, że prędzej czy później znajdzie sobie inny obiekt zainteresowań. Tak czy siak, nie musisz się o nią martwić. Nie może w żaden sposób przyćmić mi ciebie.

- Prawdę mówiąc, to trochę się jej boję, kiedy się tak zachowuje. Na twoich urodzinach chyba rozorałaby mi twarz paznokciami, gdybyś nie pojawił się w porę. - mówię, udając że nie usłyszałam ostatniego zdania.

- Ostrzegłem ją, że jeżeli kiedykolwiek będzie w stosunku do ciebie agresywna, ma więcej nie pokazywać się mi na oczy. Taką groźbę zdaje się rozumieć.

- No cóż. To zawsze coś. – wlepiam wzrok w płyty chodnikowe, starając się nie deptać spojeń. Lysander przez chwilę nic nie mówi, aż delikatnie łapie mnie za ramię, by skupić moją uwagę. Przystaję widząc, że zrobił to samo. Delikatnie unosi mój podbródek, bym spojrzała mu w oczy. Jest w nich wszystko to, za czym do tej pory tak bardzo tęskniłam i czuję, jak serce mi topnieje.

- Sucrette, nie ma słów, którymi mógłbym cię przeprosić za to, jak cię potraktowałem. Wiedz, że myśl, iż mógłbym stracić cię przez niesłuszne oskarżenie, a także swoją zazdrość i bezmyślność, sprawia mi niewypowiedziany ból. Jeżeli nie jest jeszcze za późno, rozważ proszę możliwość wybaczenia mi tego niehonorowego występku. Przysięgam, że jeśli zechcesz dać mi szansę, to nigdy więcej nie spotka cię żadna przykrość z mojej strony i zrobię co w mej mocy, by ci wynagrodzić te dwa tygodnie.

Lysander puszcza wreszcie moją brodę i najwyraźniej czeka, aż coś powiem, ale nie jestem w stanie – czuję, jakby odjęło mi mowę. Wiem, że powinnam się na niego gniewać, ale coraz gorzej mi to wychodzi i szybko odwracam wzrok. Chłopak nie naciska i ruszamy dalej przed siebie, nawet nie wiem, dokąd.

- Jeżeli pozwolisz, chcę cię zapytać, dlaczego nie poczyniłaś żadnych kroków, by wyjaśnić mi tę okropną pomyłkę?

- Nie jestem pewna. Chyba zniechęciło mnie to, że wtedy tak szybko wyszedłeś, nie czekając na wyjaśnienia. I bez zgody Alexy’ego niczego bym nikomu nie powiedziała. O tak osobistych sprawach nie powinno się mówić innym osobom, nawet tak dobrym i szczerym, jak ty.

Lysander spogląda na mnie z ciepłym błyskiem w oku.

- Alexy ma ogromne szczęście, że trafił na taką przyjaciółkę.

- Jasne. – uśmiecham się mimowolnie – Bez przerwy mi to powtarza.

Nagle czuję, jak silny podmuch wiatru uderza mnie w twarz i orientuję się, że zajęci rozmową nie dostrzegliśmy, że pogoda zaczęła się zmieniać – niebo zasnuły ciężkie, burzowe chmury i zerwał się silny wiatr. Lysander opiekuńczo obejmuje mnie ramieniem i z niepokojem spogląda w górę.

- Chodź. – łapie mnie za rękę i szybko maszeruje przed siebie. Nagle przypominam sobie, że już tędy przechodziłam dwa tygodnie temu i z jakiegoś powodu czuję na plecach dreszcz. Od domu Lysandra dzieli nas jakieś sto metrów, gdy z nieba spadają na nas pierwsze wielkie krople deszczu, które już po sekundzie zmieniają się w najprawdziwszą powódź. Deszcz pada tak mocno, że niemalże czuję się, jakbym była pod wodą i mimo, że od razu zaczynamy biec, to i tak jesteśmy kompletnie przemoczeni, gdy wpadamy pod zadaszenie przy drzwiach jego domu. Mój towarzysz odnajduje klucz w kieszeni swojego płaszcza i szybko przekręca w zamku. Dostrzegam, że w pęku kluczy kołysze się niewielki breloczek, który kupiłam mu jako dodatek do głównego prezentu i czuję w brzuchu przyjemne łaskotanie. Lysander wpuszcza mnie do środka i zamyka za nami drzwi. Spoglądam na niego bezradnie. Woda wręcz kapie z moich włosów i ścieka na jasne kafelki, którymi wyłożony jest przedpokój. Chłopak patrzy na mnie przez chwilę, marszcząc brwi.

- Nie podejrzewam, że masz przy sobie coś do przebrania.

- Hm, całkiem słusznie.

- Znajdę coś dla ciebie. Łazienka jest tam. – Lysander macha dłonią w stronę pobliskich drzwi, zrzuca z siebie przemoczony płaszcz i buty, po czym znika na piętrze. Zsuwam z nóg żółte trampki i idę w stronę wskazanego mi wcześniej pomieszczenia. Łazienka jest dobrze oświetlona i raczej średniej wielkości, oprócz umywalki z lustrem, toalety i prysznica jest tu ustawiony tylko fikus w ozdobnej doniczce. W pierwszym odruchu spoglądam w lustro i natychmiast tego żałuję, widząc ten obraz nędzy i rozpaczy. Wszystko jest mokre, jakbym weszła w ubraniu pod prysznic, a lekki makijaż, który wykonałam rano, nadaje się tylko do zmycia. To robię w pierwszej kolejności, po czym zabieram się za wykręcanie włosów nad umywalką. Kiedy kończę, słyszę cichutkie pukanie do drzwi.

- Wejdź. – mamroczę przyzwalająco. Chłopak staje w przejściu z jedną ze swoich białych koszul przerzuconą przez ramię.
- Obawiam się, że to jedyne, co mogę ci zaproponować na tę chwilę. – mówi z mocno wyczuwalnym zakłopotaniem – Liczyłem na to, że Rozalia zostawiła coś odpowiedniejszego dla ciebie, co mógłbym ci pożyczyć, ale niestety z rzeczy Rozalii znalazłem tylko to – mówi, pokazując mi jej szczotkę do włosów - Przebierz się, to rozwieszę ubrania przy kominku. Powinny szybko wyschnąć.
Kiwam głową i przyjmuję od Lysandra okrycie. Chłopak podaje mi jeszcze suszarkę do włosów i wreszcie zostawia samą. Jego koszula jest na mnie oczywiście za duża, sięga mi do połowy uda. Przez chwilę boję się, że moja bielizna też przemokła, ale na szczęście tylko ramiączka stanika są lekko wilgotne. Nie mam jednak odwagi go zdjąć i z pomocą suszarki oraz szczotki do włosów Rozalii, doprowadzam swoje włosy do porządku, zanim wychodzę wreszcie z łazienki, z naręczem mokrych ubrań.
Lysander czeka na mnie w salonie, gdzie w kominku płonie już ogień, choć jeszcze nieco przytłumiony. Chłopak trąca palenisko i nie chcąc mu przeszkadzać, przysiadam na brzegu sofy, z namysłem mu się przyglądając. Wilgotne jeszcze, niedbale widać wysuszone, włosy lekko skręciły się w subtelne fale na jego karku. Pod światło bijące z kominka dostrzegam zarys ukrytych pod koszulą mięśni ramion. Wydaje się, jakby zupełnie pochłonęły go iskry sypiące się z paleniska. Ciekawe, o czym tak rozmyśla.
Wreszcie kończy, otrzepuje ręce i odwraca się do mnie z subtelnym uśmiechem. Wstaję, by podać mu ubrania, a Lysander rozwiesza je obok kominka, by wyschły. Później siada i wyciąga do mnie dłoń zapraszając, bym zrobiła to samo. Po krótkiej chwili wahania rozsiadam się obok niego na miękkim dywanie, opierając plecy o stojący za mną fotel. Lysander przesuwa się tak, by móc patrzeć mi w oczy – zauważam z pewnym smutkiem, że kosztuje go to wiele wysiłku. W dłoni ściska męski zegarek kieszonkowy, który znam aż za dobrze. Spędziłam wiele czasu, starając się wybrać taki, który wydawałby mi się odpowiednim prezentem dla niego, a gdy już leżał kupiony w ozdobnym pudełku, nie mogłam się powstrzymać przed wyciągnięciem go od czasu do czasu, by mu się dokładnie przyjrzeć.
- Nie podziękowałem ci za ten wspaniały podarunek. Noszę go przy sercu, dzięki czemu czuję, jakbym zawsze miał przy sobie odrobinę ciebie. Dziękuję ci za tę możliwość.
Milczę, nawet sama nie wiem, dlaczego.

- Sucrette, czy… Potrafisz odnaleźć w sobie siłę, by mi przebaczyć?

W moich oczach znikąd zaczynają zbierać się łzy. Och, tylko nie to, znowu. Chcę coś powiedzieć, lecz gardło mam ściśnięte, więc tylko kiwam głową. Widzę ulgę malująca się na jego twarzy tak wyraźnie, jakby ktoś zdjął z niego wielkie brzemię. Ciepło kominka, jego ciepło i to nagłe uczucie błogości sprawia, że robię się senna - jakby zakończenie naszego konfliktu było dla mojego organizmu jasnym sygnałem, że wreszcie mogę się wyspać. Tulę się do ramienia Lysandra i przymykam oczy tylko na chwilę...

Nie mam pojęcia, jak długo spałam, lecz gdy się budzę, ogień w kominku płonie w najlepsze, a ja nadal leżę w objęciach Lysandra, który nie ruszył się nawet o centymetr, choć na pewno nie była to dla niego najwygodniejsza pozycja na świecie.
Otwieram rozespane oczy i rozglądam się po pomieszczeniu, gdy Lysander mruczy do mojego ucha:
- Witaj. Muszę przyznać, że gdy śpisz jesteś wyjątkowo słodka.
- Długo spałam? - pytam, z właściwą dla wybudzonych z nieplanowanej drzemki osób lekką paniką w głosie.
- Nie minęło nawet pół godziny. Nie powiem, schlebia mi to. Wygląda na to, że jednak czujesz się przy mnie całkiem bezpieczna. To zachęca mnie, by jeszcze bardziej pracować nad twoją ufnością.
- Ufam ci. - mruczę, usiłując wyplątać się z jego uścisku - Musiało być ci potwornie niewygodnie.
- Nieprawda. - protestuje chłopak, jednak dostrzegam cień ulgi na jego twarzy, że wreszcie może zmienić pozycję - Przynajmniej wiem, co musi czuć co noc twoja poduszka i chyba mam powody, by być zazdrosny. - uśmiecha się do mnie z czułością. - Jesteś głodna? Niestety nie mogę zaproponować ci niczego wyszukanego, ale...
- Mogę ci pomóc przygotować posiłek, jeśli chcesz. - oferuję się od razu - Przynajmniej tak mogę się odwdzięczyć za gościnę i wygodną drzemkę.
- Jesteś moim gościem - protestuje Lysander, jednak ja już podnoszę się z podłogi i zmierzam raźno w kierunku kuchni - No cóż. Jeśli ma ci to sprawić przyjemność...
- Oczywiście. To co przygotujemy?
- Nie jestem pewien. - Lysander pochyla się, by zajrzeć do szafek - Może naleśniki? Nie zajmie nam to dużo czasu.
- Jak dla mnie brzmi super. Chętnie zjem naleśnika a'la Lysander. - śmieję się.
Chłopak rzuca mi czułe spojrzenie i przez ułamek sekundy mam wrażenie, że zaraz mnie pocałuje. Nie trwa to jednak długo i szybko przenosi wzrok na szafki kuchenne, wyraźnie zmieszany.
Usiłując przywrócić sobie trzeźwe myślenie, zaczynam wymieniać w myślach składniki potrzebne do naleśników. Wspólnie je kompletujemy i łączymy wszystko tworząc lejące ciasto. W czasie gdy chłopak rózgą kuchenną miesza dokładnie zawartość miski, ja rozgrzewam na patelni olej. Szybko smażymy pierwsze cieniutkie naleśniki, gdy nagle wpadam na pomysł dodania do ciasta odrobiny wody gazowanej, którą dostrzegam po drugiej stronie blat kuchennego. Nie chcąc odciągać Lysandra od ciasta, sięgam po wodę i nieopacznie ocieram się o niego. Przez moment znajdujemy się bardzo blisko siebie. Zdecydowanie za blisko, jeśli wziąć pod uwagę moje obecnie skromne odzienie. Próbuję się wycofać, jednak Lysander powstrzymuje mnie, a gdy podnoszę wzrok widzę jego pełne namiętności spojrzenie. 
- Och. - potrafię tylko wykrztusić, gdy chłopak jednym ruchem unosi mnie do góry i sadza na blacie, mocno do mnie przywierając.
- Sucrette... Nie masz pojęcia, co robisz... - szepcze gorączkowo, błądząc dłońmi po moich plecach - Jesteś taka piękna... Masz pojęcie, przez co przechodzę, próbując utrzymać ręce przy sobie? Gdybyś tylko wiedziała, jak bardzo za tobą tęskniłem...
- To przestań. - szepczę chrapliwie i czuję, że mylnie interpretuje moje słowa, bo powoli zaczyna się ode mnie odsuwać - Przestań próbować. - dodaję i przyciągam go z powrotem do siebie, oplatając udami jego biodra. Gdy tylko dociera do niego sens moich słów, Lysander natychmiast odnajduje moje usta i wpija się w nie gorączkowo. Czuję się, jakbym całowała go po raz pierwszy - po przerwie pełnej złych emocji jego dotyk jest dla mnie wszystkim. Jedną dłonią muska mój policzek, a drugą trzyma na moim kolanie, jakby bał się przesunąć ją wyżej. Niepomna konsekwencji, chwytam jego dłoń i przesuwam wzdłuż swojego uda, aż na biodro, ledwie ukryte pod cienkim materiałem koszuli. Lysander kładzie na moich biodrach obie dłonie i przyciska do siebie z taką pasją, że z moich ust dobiega mimowolny jęk. Jego dłonie błądzą po moich plecach i biodrach, nie posuwając się jednak ani o krok dalej. Bez namysłu sięgam do guzików jego koszuli i zaczynam odpinać jeden po drugim, jakby wiedziona jakimś głęboko uśpionym instynktem.
- Sucrette... - mówi nagle, lecz odczytuję to jako zachętę i nie przestaję mocować się z guzikami. On jednak chwyta moje dłonie w nadgarstkach i przykłada palec do ust, ruchem głowy wskazując drzwi frontowe. Słysząc trzask nagle zaczynam rozumieć, co się stało - wrócił Leo, a po odgłosach dochodzących z przedpokoju szybko poznaję, że nie sam - jest z nim Rozalia. Choć na razie najwyraźniej nie są oni świadomi, że mieszkanie  nie jest puste i rozmawiają o czymś wesoło. Rozumiem jednak, że odkrycie naszej obecnosci jest dla nich kwestią sekund, więc szybko zeskakuję z blatu na podłogę i poprawiam na sobie prowizoryczne ubranie w czasie, gdy Lysander stara się doprowadzić do porządku guziki swojej koszuli. Kończymy akurat w chwili, gdy do kuchni wchodzi para zakochanych i na mój widok kompletnie odbiera im mowę.
- Oooch. - mówi Rozalia, która jako pierwsza odzyskuje rezon - Wygląda na to, że przeszkodziliśmy w czymś... ważnym.
- Owszem, Rozo, właśnie smażymy naleśniki. Masz ochotę? - Lysander mimo wszystko nie traci przytomności umysłu i z przesadnym entuzjzmem chwyta miskę z ciastem, jakby to była zdecydowanie najbardziej interesująca rzecz w pomieszczeniu, godna tego, by poświęcić jej całą uwagę. Prawdopodobnie wybuchnęłabym histerycznym śmiechem, gdybym tylko nie była główną bohaterką tego dramatu.
- Naleśniki, mówicie? - Rozalia spogląda na mój strój z wyraźną ciekawością i patrzy na Lysandra wzrokiem, który jasno mówi "Ciekawe, jak mi to wyjaśnisz" - Nie, dzięki. Właściwie wpadliśmy tylko po kluczyki do auta, prawda, Leo? Pięć minut i nas nie ma, gołąbeczki. - oboje z Lysandrem czerwienimy się po uszy, gdy Rozalia wychodzi z pomieszczenia, ciągnąc za sobą wciąż nieco oszołomionego Leo.
Gdy zostajemy z Lysandrem sami, szybko koncentrujemy się na smażeniu naleśników, konsekwentnie starając się unikać swoich spojrzeń. Pierwszy ciszę przełamuje Lysander.
- Sucrette, nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Moje za... - zaczyna, lecz z wyczuciem przerywam mu w pół słowa.
- Nie, Lysandrze. - protestuję, uciszając go lekkim pocałunkiem - Nigdy mnie za to nie przepraszaj. Nigdy.

4 komentarze:

  1. Bardzo fajnie rozegrana akcja. Domyśliłam się, że Alexy będzie miał udział w wyjaśnieniu nieporozumienia, ale na to bym chyba nie wpadła. :)
    Nadmieniłaś, że jest to ostatnia część tej historii, a w poprzednim komentarzu wspomniałaś o nowym opowiadaniu. Chciałabym o nie zapytać, oczywiście bez szczegółów. Jestem ciekawa czy będziesz je zamieszczała na tym blogu i czy będzie osadzone w uniwersum Słodkiego Flirtu?
    Pozdrawiam,
    KiriRin.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Do Alexy'ego bardzo mi pasują dziwne i spontaniczne decyzje :D Odpowiedzi to tak i... tak, choć nie wyłącznie. ;) Myślę, że będzie dużo ciekawiej, bo chcę akcję osadzić w nieco innym miejscu (i nie tylko miejscu!) i postawić bohaterów przed całkiem nowymi wyzwaniami. To opowiadanie miało być z założenia raczej prostym romansem z narracją sympatycznej, choć nieco jeszcze niedojrzałej nastolatki. Teraz chcę wprowadzić dużo więcej akcji. Inspiruje mnie pewna książka i serial, ale nie chcę tutaj zdradzać tytułów, bo dużo rzeczy stałoby się jasne, a poza tym... Jestem ciekawa czy zgadniecie ❤ Zabieram się za nie zaraz po dodaniu epilogu i zdradzę tylko, że jestem bardzo na nie nastawiona, więc można się spodziewać wkrótce. ;)
      Ach, chciałabym jeszcze podpytać o Twoją twórczość, o której też wcześniej napomknęłaś. Czy jest jakieś miejsce, gdzie mogłabym się z nią zapoznać? Nie ukrywam, że jestem bardzo ciekawa ;)

      Jeszcze raz dziękuję i ściskam! :*

      Usuń
    2. Aktualnie nie ma w Internecie miejsca, gdzie mogłabyś przeczytać coś mojego, prowadziłam kilka blogów, ale szybko je usuwałam. Ostatnio myślę nad publikacją czegoś na Wattpadzie, ale nie ukrywam, że skręca mnie na samą myśl - jestem bardzo nieśmiała i ciężko znoszę krytykę. A poza tym wszystko, co w tej chwili piszę, to opowiadania inspirowane, a myślę, że chciałabym publikować coś całkowicie swojego. Mam kilka pomysłów, ale ciągle się waham, fabułę przemyślałam na wiele sposobów, a jednak przycisk "opublikuj" wciąż mnie paraliżuje. Nawet przy komentarzach :D
      P.S W następnym opowiadaniu też chętnie zobaczyłabym Lysandra w roli miłości głównej heroiny, ponieważ bardzo go ostatnio polubiłam, ale niestety Kastiel pozostaje wyborem zdecydowanej większości twórczyń opowiadań. :)
      Pozdrawiam,
      KiriRin.

      Usuń
    3. Rozumiem. Publikowanie swoich rzeczy jest tym trudniejsze, im wiecej "siebie" w nie wkładasz - tak przynajmniej wynika z tego, co widzę u siebie. Nie mam pojęcia, czy jest na to jakiś złoty środek. U mnie podziałało podsyłanie w pierwszej kolejności opowiadania komuś, kto jest mi życzliwy, ale nie będzie się wahał przed wytknięciem mi błędów. Zwykle się nie myli. Druga pomocna rzecz, to publikowanie "na próbę" całkiem anonimowo - w sumie jak ja teraz. Gdyby coś poszło nie tak, zawsze można się łatwiej odciąć i zapomnieć. Trzecia to pewien cytat mojego ulubionego autora, do którego wracam w chwilach zwątpienia. Przytoczę go dla Ciebie na końcu. Tak czy siak,jeśli się zdecydujesz to koniecznie daj znać. Na pewno nie zostawię po sobie żadnego przykrego komentarza. ;)
      Ja jestem w trakcie pisania całkiem swojej powieści i nie wiem jeszcze co z nią zrobię, jak skończę. W sumie przy popularności e-booków wydanie czegoś jest chyba prostsze, więc... no, może kiedyś. ;) Ale fanfików nie porzucam, bo raz że to fajny trening, a dwa - ogromna frajda z pisania.
      Co do Lysandra to podpisuję się rękami i nogami. W sumie to była bezpośrednia przyczyna założenia tego bloga - frustrowało mnie już, że ciekawych opowiadań z nim jest jak na lekarstwo - wszędzie ten Kastiel. ;D


      "Zawsze jest warto spróbować, nawet jeśli się nie uda, nawet jeśli już zawsze będziesz spadać jak meteor. Lepiej rozbłysnąć w ciemności, stać się natchnieniem dla innych, żyć, niż siedzieć w mroku i przeklinać ludzi, którzy pożyczyli i nie oddali ci świec." - N. Gaiman

      Ściskam!:*

      Usuń