piątek, 18 maja 2018

Część czwarta: Nieoczekiwane spotkanie

          Emma poprawiła na włosach opaskę i dmuchnęła w kosmyk włosów, który opadł jej na twarz, łaskocząc w nos. Wrzuciła szmatę do wiadra i wstała z klęczek, podnosząc oburącz wypełnione niezbyt czystą już wodą naczynie. Rzuciła okiem na efekt swojej pracy i zadowolona przeniosła się do ostatniego odcinka korytarza. „Jeszcze tylko ten kawałek, potem hol i przerwa”.
Odstawiła ciężkie wiadro na podłogę, rozchlapując trochę wody na drewniany parkiet.
Mijał właśnie tydzień, od kiedy Nataniel pozwolił jej zostać w Instytucie. Od tego czasu praktycznie go nie widywała, choć miała wielką ochotę mu podziękować. Starała się za to jak mogła, by pokazać ciężką pracą, jak bardzo jest wdzięczna za udzielone schronienie. Robiła wszystko, o co poprosiła ją Iris, jednocześnie kucharka i zarządca służby, serdeczna kobieta szkockiego pochodzenia w średnim wieku, o płomiennorudych włosach przetykanych już gdzieniegdzie siwizną. Dodawała też sporo od siebie – gdy inni odpoczywali, wyrywała się do obierania ziemniaków na obiad, choć nikt ją o to nie prosił, polerowała srebrne sztućce i za pomocą miotły ściągała pajęczyny z sufitów w pokojach, z których nikt nie korzystał. W efekcie całe dnie spędzała na nogach, poza przerwą na lunch, jednak była z tego zadowolona – nie miała czasu rozmyślać o swojej sytuacji, a zmęczenie pod koniec dnia było tak duże, że zasypiała jak dziecko, nie mając siły na myślenie o swoim ukochanym, który – technicznie rzecz biorąc – nie żył. Co prawda jeszcze, nie już, jednak dla Emmy, przynajmniej w obecnej sytuacji, nie stanowiło to większej różnicy. Wiedziała, że jeśli nie znajdzie sposobu, by wrócić do swoich czasów, nigdy już go nie zobaczy.
Większość dnia spędzała w różnych częściach olbrzymiego Instytutu, z zewnątrz przypominającego jakiś niezwykły zamek, a wewnątrz poprzecinanego ogromem przejść, korytarzy i schowków; rzadko jednak spotykała któregoś z jego mieszkańców w innych okolicznościach, niż podczas posiłków, na których wszyscy zbierali się przy długim stole w jadalni, a Emma i Violetta nakrywały do stołu, dolewały napoje, a gdy wszyscy wychodzili - sprzątały zastawę i odnosiły naczynia do kuchni. Instytut był olbrzymi – jego historia, według słów Iris, sięgała setek lat wstecz i w latach swojej świetności wprost tętnił życiem, co niestety w obecnych czasach się zmieniło - nie było tam więc wiele służby. Oprócz Emmy, Violetty i Iris był jeszcze tylko Kentin – woźnica, ogrodnik i konserwator w jednej osobie. Raz w przelocie minęli ją dwaj mężczyźni, którzy ją tutaj sprowadzili, Kastiel i Lysander – jednak zajęci rozmową nie zwrócili na nią uwagi, a jej głupio było im przerywać. Raz wpadła też na Melanię, jednak szybko tego pożałowała, gdy ta niemalże przybiła ją wzrokiem do ściany. Powoli orientowała się z opowieści Iris, kto pełni jaką rolę w Instytucie. Podczas przygotowywania posiłków uwielbiała ona mówić o mieszkańcach Instytutu, a także dzielić się plotkami, nie tylko na ich temat. Nie miała żadnych oporów przed swobodnym mówieniem o wszystkim Emmie, jednak nie było to związane z nieostrożnością Iris czy wyjątkowym zaufaniem, jakie wzbudzała przybyszka. Przed podjęciem ostatecznej decyzji w sprawie udzielenia Emmie schronienia pod dachem Instytutu i jeszcze przed oddaniem jej do użytku jednej z kwater dla służby, Emma musiała złożyć śluby milczenia – najwyraźniej wszyscy traktowali je bardzo poważnie. Choć tak naprawdę w tym przypadku dyskrecja była akurat i jej na rękę. Emma bała się jednak zadawać własne pytania, by nie wyszła na jaw jej zupełna nieznajomość obyczajów – starała się za to chłonąć każde słowo wesołej Szkotki. Dowiedziała się, że Kastiel, Lysander i Rozalia, białowłosa dama, należą do Łowców, zajmujących się tropieniem i likwidacją Podziemnych, czyli z gruntu nieprzyjaznych ludziom nadnaturalnych istot – ta świadomość pomogła jej lepiej zrozumieć niechęć Nataniela do tego, by pozostała pod jego dachem. Z tego, co zrozumiała, kiedyś było ich czworo, jednak jakieś wydarzenie, o którym Iris nie chciała mówić, sprawiło że skład pomniejszył się o jedną osobę. Nataniel odziedziczył Instytut po swoim ojcu, który zdawał się być wyjątkowo surowy dla swojego jedynego syna, jednak Emmie nie udało się wyłapać żadnych szczegółów. Mężczyźnie pomocą służyła Melania, która – co Iris podszepnęła jej wprost do ucha, z konspiracyjnym uśmieszkiem na ustach – wyjątkowo zazdrośnie podchodziła do wszelkich kontaktów, nawet służbowych, które Nataniel miewał z innymi kobietami. Według opowieści Iris, był on jednak – ku rozpaczy Melanii – całkowicie oddany Instytutowi i nie postrzegał jej w podobny sposób, co ona jego. Melania nie ustawała jednak w wysiłkach, by zmienić jego nastawienie do siebie i starała się każdą wolną chwilę spędzać u boku Nataniela.
Była też Amber.
Młodsza siostra szefa Instytutu miała pełną świadomość tego, że była ulubienicą ich ojca i według jej oceny powinna ona odziedziczyć Instytut, wbrew wyraźnej zasadzie, że pierwszeństwo w dostąpieniu tego zaszczytu posiada starszy potomek. Czuła się ona tam niczym pani na włościach, co w połączeniu z jej nieprzyjemnym charakterem stanowiło prawdziwie wybuchową mieszankę. Nataniel był dla siostry bardzo pobłażliwy, co było prawdopodobnie następstwem faktu, iż pozostawała ona jego jedyną rodziną. Wywodzili się oni z bardzo wpływowego i potężnego rodu Łowców, który od pokoleń dumnie władał londyńską placówką - niestety niespełna dekadę wcześniej zostali osieroceni i byli zmuszeni zacząć radzić sobie na własną rękę, bez wsparcia najbliższych. Choć, z tego co mówiła Iris, po śmierci ojca dało się w Natanielu, pod maską żałoby, dostrzec również pewien cień ulgi - jakby ktoś zdjął z niego wielki ciężar. Emma nie miała jeszcze okazji poznać Amber, wiedziała jednak, że jest to nieuniknione – kobieta miała wrócić z podróży do Stanów Zjednoczonych jeszcze w tym tygodniu, skąd miała przywieźć swojego narzeczonego, by Nataniel mógł go poznać jeszcze przed zaplanowanym na końcówkę roku ślubem.

Emma opadła na kolana i podjęła wycieranie podłogi w miejscu, gdzie skończyła. Robiła to jak najdokładniej, tak by nie musieć później robić poprawek. Skupiona na parkiecie, zauważyła że ktoś obok niej stoi dopiero, gdy buty tej osoby prawie nadepnęły jej na palce. Zamrugała, zaskoczona i podniosła wzrok na stojącego nad nią Kastiela, spoglądającego na nią z góry, z rękami skrzyżowanymi na piersi. Szybko wstała, wygładzając spódnicę. Widziała, że pomiędzy służbą a pozostałymi mieszkańcami Instytutu panują raczej luźne relacje, jednak sama wolała się jeszcze zbytnio nie wychylać. Zależało jej na tym by móc tu zostać tak bardzo, że zrobiłaby o wiele więcej. Skromnie spuściła wzrok, wykonując eleganckie dygnięcie i odsunęła się na bok, by go przepuścić. Nie ruszył się z miejsca.
- Pierwszy raz widzę wiedźmę szorującą parkiet. – usłyszała nagle. Rzuciła mu zdezorientowane spojrzenie. Kolejne absurdalne oskarżenie było ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowała. Gdy jednak spojrzała mu w oczy dostrzegła wyraźne, że mężczyzna ewidentnie z niej kpi. Zamiast złości poczuła się jednak dziwnie rozbawiona.
- Rzucam na nią zaklęcie. Następnym razem, przechodząc tędy, przykleisz się do podłogi.
Spojrzenie Kastiela stało się chłodne.
- Uważaj. Przywiązana do krzesła byłaś dużo mniej dowcipna.
Emma zamilkła, zmieszana. Mężczyzna odwrócił się i odmaszerował w głąb korytarza, zostawiając na świeżo umytym przez Emmę parkiecie błotniste ślady.
Na miejsce skrępowania szybko pojawiła się złość. Emma odprowadziła mężczyznę wzrokiem, po czym opadła na kolana i ze złością wrzuciła szmatę do wiadra, aż chlupnęło.
- Dupek. – burknęła pod nosem, zabierając się do czyszczenia szkód, poczynionych przez Łowcę.

Ślady po ubłoconych butach Kastiela ciągnęły się przez połowę Instytutu, po którym Emma wędrowała z wiadrem, ze złością mrucząc pod nosem przekleństwa. Skończyła pod drzwiami jego pokoju jakąś godzinę później, gdzie najwyraźniej zniknął. Nie wchodząc do środka, zawróciła w stronę holu. Kiedy schodziła na dół, usłyszała jakieś poruszenie przy drzwiach frontowych. Po cichu zeszła więc bocznym zejściem dla służby tak, by w razie czego móc łatwo uciec; szybko jednak się rozluźniła, zorientowawszy się, co się stało – do Instytutu  najwyraźniej wróciła Amber. Kentin, woźnica, był właśnie w trakcie wypakowywania bagaży siostry Nataniela z powozu. Układał pakunki jeden obok drugiego pod ścianą holu, gdzie stał już Nataniel, wyglądając kolejnego powozu, w którym spodziewał się zastać młodszą siostrę. Nie musiał czekać długo – już po chwili dało się słyszeć stukot podkutych kopyt o brukowany dziedziniec Instytutu i parskanie zwierząt, zapowiadające przybycie narzeczeństwa, które przypłynęło do Anglii porannym statkiem.
Emma odczekała jeszcze chwilę i dopiero słysząc głośne powitania w holu, zdecydowała się wyjść ze swojej kryjówki, zaciekawiona tym, co zastanie. Postanowiła jak gdyby nic zacząć wycierać hol w jakimś mało widocznym miejscu. Gdy przechodziła przez pomieszczenie, rzuciła tylko okiem na Amber – bez trudu rozpoznałaby w kobiecie siostrę Nataniela nawet, gdyby spotkała ją przypadkiem na ulicy. Złote włosy miały ten sam odcień, co u szefa Instytutu, elegancki kapelusz z kwiatami zdobił piękne upięcie na głowie kobiety, misternie drapowana suknia na krynolinie korespondowała beżowymi odcieniami z intensywną zielenią oczu. Gdy zza drzwi wyłonił się również towarzyszący Amber mężczyzna, Emma nie do końca świadoma tego, co robi, zatrzymała się raptownie. Wiadro wypadło jej z rąk, z łoskotem upadając na posadzkę, woda rozlała się po marmurze. Hałas sprawił, że wszyscy zebrani w tej samej chwili zwrócili uwagę na dziewczynę, spoglądając najpierw z zaskoczeniem, potem z niesmakiem na ten ewidentny pokaz niekompetencji pomocy domowej. Jednak ona nie mogła nic na to poradzić ani oderwać wzroku od mężczyzny, który wszedł do pomieszczenia w ślad za Amber.
To był Armin.
Wiedziała to, pomimo staromodnego stroju, dziwnie ułożonych włosów i cylindra, który zdjął z głowy, wchodząc do środka. Miał też białe rękawiczki, których Armin z pewnością nie nosił. To jednak z całą pewnością była jego twarz, włosy i spojrzenie, jego postura. Kiedy zwrócił wzrok, wzorem pozostałych zgromadzonych, na Emmę, ta z wysiłkiem powstrzymała się przed rzuceniem mu się na szyję i choć obecnie wkładała całą swoją siłę woli w zapanowanie nad sobą, nie była w stanie się otrząsnąć.
Amber jako pierwsza z całej trójki się opanowała, obrzucając Emmę pogardliwym spojrzeniem.
- To nowa posługaczka? Niezwykle niezdarna, Natanielu, powinieneś być bardziej surowy w stosunku do służby. Zawsze powtarzałam, że powinno się ich trzymać krótko, bo wejdą ci na głowę. Dobrze, że wróciłam, braciszku, co byś zrobił beze mnie?
Amber mówiła, zmierzając w stronę schodów, holując za sobą Armina, którego trzymała pod rękę. Gdy wszyscy przechodzili obok Emmy, rzuciła jej swoje okrycie. Kobieta złapała je niezdarnie, co siostra szefa Instytutu skomentowała krótkim prychnięciem. Nataniel zdążył rzucić jej tylko zaniepokojone spojrzenie spod zmarszczonych brwi, za to Armin spojrzał na nią krótko. Było to spojrzenie tak obce i obojętne, że Emmę aż przeszedł dreszcz, a do oczu napłynęły łzy. Stała na środku holu, drżąc, niezdolna się poruszyć.
Czy to możliwe, że szukając niej również przeniósł się w czasie? I dokąd? Przecież Iris wyraźnie mówiła, że narzeczony Amber jest z Ameryki… Czy to możliwe, że o niej zapomniał i w tak krótkim czasie znalazł inną kobietę? Czy dla niego czas mógł płynąć jeszcze inaczej?
Po policzkach Emmy spłynęły niekontrolowane łzy.
- Panienko? – usłyszała łagodny głos, gdzieś po swojej lewej. Gdy odwróciła się w tamtą stronę, zobaczyła Łowcę, Lysandra, spoglądającego na nią niepewnie. – Wszystko w porządku?
Emma w pierwszym odruchu pokiwała głową, po chwili jednak pokręciła nią przecząco i nie myśląc o tym, co robi wcisnęła w dłonie mężczyzny płaszcz Amber, po czym rzuciła się biegiem w korytarz, prowadzący do kwater dla służby, zanosząc się szlochem.
Skonfundowany Lysander spoglądał to na oddalającą się kobietę, to na ładny, damski płaszcz, który mu podała zastanawiając się, co powinien z nim zrobić i co właściwie się wydarzyło. Skrzyżował spojrzenie ze stojącym przy drzwiach Kentinem, który właśnie kończył wypakowywać bagaże Amber, jednak ten tylko wzruszył ramionami. Ostatecznie Lysander starannie odwiesił płaszcz na wieszak myśląc o tym, jak bardzo nie jest w stanie pojąć skomplikowanej kobiecej natury.

***

Pod wieczór Emma, jak gdyby nigdy nic, stała z Violettą przy końcu jadalni obserwując zgromadzone przy stole osoby, których było w sumie o jedną więcej, niż zwykle – a to dlatego, że Melania położyła się spać wcześniej, z potwornym bólem głowy, efektem wielogodzinnego ślęczenia nad zestawieniem kosztów poniesionych przez Instytut w ostatnim kwartale. Przy okazji Emma miała sposobność dyskretnie poobserwować narzeczonego Amber, który – czego stała się niemal pewna – nie był jednocześnie jej narzeczonym.
Kobieta zwracała się do niego Johnny, ale nie to było dla Emmy ostatecznym dowodem – ten stanowiły oczy mężczyzny, które oprócz niemalże identycznego wyrazu, nie miały nic wspólnego ze spojrzeniem jej ukochanego – były bowiem ciemne, brązowe. Głos również się różnił, ciepły i niemal o oktawę niższy. W pierwszej chwili Emma nie zwróciła na to większej uwagi, zaszokowana dosłownie bliźniaczym podobieństwem w rysach twarzy, posturze, nawet kolorze włosów, jednak po uważniejszych oględzinach mogła odetchnąć z ulgą. Niemniej, podobieństwo było uderzające. I przy okazji sprawiało, że każde spojrzenie w jego stronę boleśnie budziło w niej tęsknotę.
- Więc gdzie zaplanowaliście ceremonię? – padło pytanie od Nataniela, siedzącego u szczytu stołu, po prawej stronie mającego swoją siostrę i jej narzeczonego. Kobieta pociągnęła łyk ze swojego pucharu i uniosła go sugestywnie. Emma ruszyła w jej stronę.
- Chcemy się pobrać w Londynie. – oznajmiła Amber, z czułością zerkając na Johnny’ego – W grudniu, w blasku świątecznych świec jest tutaj tak pięknie, prawda, najdroższy?
- Prawda. – mężczyzna uśmiechnął się w odpowiedzi, na co kobieta przykryła jego dłoń swoją. Na jej serdecznym palcu zamigotał pierścionek z wielkim diamentem, który z taką dumą eksponowała. Emma przystanęła z boku i nalała z trzymanej w dłoni karafki wina do kieliszka Amber. Ta nie zwróciła na nią najmniejszej uwagi.
- To nie jest zbyt popularny termin na ślub. – zauważył Nataniel.
Złote loki Amber zatańczyły dookoła jej twarzy, w widowiskowy sposób odbijając blask z kominka, gdy kobieta teatralnie się roześmiała. Emma mogłaby przysiąc, że siedząca naprzeciwko niej Rozalia wywróciła oczami, biorąc do ust kęs pieczonej kaczki.
- Czyżbyś obawiał się śniegu, braciszku?
- Konie nie lubią zimna. – burknął pod nosem, niby to od niechcenia, do tej pory milczący Kastiel. Coś w jego tonie jasno sugerowało, że niekoniecznie ma na myśli sympatyczne zwierzęta pociągowe. Emma z trudem powstrzymała się od śmiechu, jednak Amber tylko rzuciła mężczyźnie spojrzenie zza przymrużonych oczu.
- Doprawdy, Kastielu, twój brak taktu nie zepsuje mi humoru. W każdym razie, nie dzisiaj.
- O. – zdziwił się uprzejmie mężczyzna, upijając łyk wina ze swojego pucharu. – Coraz bardziej mi imponujesz.
Amber postanowiła go zignorować, powracając spojrzeniem do Nataniela, który wyraźnie ostatkiem woli powstrzymywał się przed dorzuceniem swoich trzech groszy do tej wymiany zdań.
- W każdym razie, mam nadzieję, że wesele będziemy mogli zorganizować tutaj.
Nataniel, który właśnie przytknął brzeg pucharu do ust i zdążył upić niewielki łyk, nagle się zakrztusił.
- J-jak to? Tu-taj? – odparł, z najwyższym trudem usiłując opanować atak kaszlu.
Amber wydęła usta.
- To olbrzymi budynek. Większość pokoi się marnuje, zbierając tylko kurz. Pomyślałam, że można w nich położyć gości. Sala bankietowa stoi nieużywana od lat…
- Amber! – wpadł jej w słowo Nataniel, gdy tylko udało mu się przezwyciężyć kaszel. Na łagodnej twarzy mężczyzny pojawiła się irytacja – Wiesz doskonale, że to miejsce nie służy do folgowania twoim zachciankom!
- Cóż, dziedziczę je w równym stopniu, co ty. Mam prawo wykorzystać je do ciekawszych celów, niż twoje uganianie się za tymi ohydnymi stworami.
- Amber, nie udawaj! – Nataniel ściągnął brwi, wskutek czego jego czoło przecięła pionowa zmarszczka – Wiesz doskonale, że to nie jest zabawa. Wynajmij sobie salę balową.
Kobieta z wściekłością malującą się na twarzy, gwałtownie podniosła się z zajmowanego miejsca.
Wyprostowana, spojrzała z wysokości swojego metra siedemdziesiąt na siedzącego wciąż przy stole brata, marszcząc nos.
- Widzę, że obowiązek przesłania ci własną rodzinę, braciszku, lecz dam ci jeszcze jedną szansę, byś przemyślał swoją odpowiedź.  – wysyczała – Porozmawiamy później.
Kobieta natychmiast odeszła od stołu i ruszyła przez pokój, wściekle stukając obcasami o parkiet. Szarpnęła ciężkie drzwi i zatrzasnęła je za sobą. Huk poniósł się echem po korytarzach Instytutu.
W ciszy, jaka zapasła przy stole, zmieszany nagle Johnny wstał i wyszedł w ślad za narzeczoną, wcześniej uprzejmie dziękując za posiłek i życząc wszystkim zebranym dobrej nocy.
Dało się wyczuć, że bezruch jaki zapanował przy stole po teatralnym wyjściu Amber, nie był naturalny. Rozalia i Lysander zerkali na siebie zmieszani, a Nataniel siedział z łokciem opartym o stół, palcami wskazującym i kciukiem lewej dłoni masując nasadę nosa. Jedyną osobą najwyraźniej rozbawioną całą sytuacją, był Kastiel. Siedział odchylony na krześle, z rękoma skrzyżowanymi na piersi i ironicznym uśmieszkiem wymalowanym na ustach. Wyglądało na to, że jako jedyny nje stracił apetytu.
Nataniel jako pierwszy z pozostałych przy stole osób wstał, zdawkowo żegnając się z pozostałymi, którzy wyszli zresztą krótko po nim, w trójkę zmierzając na piętro i rozmawiając półgłosem. Gdy Emma i Violetta zostały same, w milczeniu zabrały się do sprzątania zastawy ze stołu.
- Wcześniej było tutaj całkiem miło. – zauważyła na głos Emma, zbierając ze stołu talerze z resztkami posiłku.
- Przyzwyczaisz się. – westchnęła Violetta, biorąc w dłonie półmisek z resztą kaczki i kierując się z nim do kuchni. – Po ślubie pewnie zamieszkają w Nowym Jorku. Pan John ma tam sporą posiadłość.
Emma tylko skinęła głową w odpowiedzi. Pomyślała, że zanim to nastąpi, ktoś skończy z nerwicą. Miała tylko nadzieję, że nie ona sama.

3 komentarze:

  1. No nie... Jak trafię z książkową inspiracją, to będę się śmiać. Ale trzeci rozdział z skrzypcami, "Instytut" i ci "podziemni" nasuwają mi tylko jedną książkę - Mechaniczny Anioł Cassandry Clare.
    Akcja zdaje się nabierać tempa, choć chętnie zobaczę więcej Lysandra. Jeśli spełnisz tę samolubną prośbę / sugestię / żądanie (niepotrzebne skreślić), będę bardzo szczęśliwa :).
    Mam jeszcze jedno pytanie. Czy mogę liczyć, że to opowiadanie będzie dłuższe (najlepiej znacznie :D) niż poprzednie?
    Pozdrawiam,
    KiriRin.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i trafiłaś w punkt, moje gratulacje ;D Zaczerpnęłam z książki czas i miejsce, do którego trafia bohaterka i to, czym się tam zajmują, bo fabuła pochodzi ze wspomnianego serialu (podróże w czasie i te sprawy). Niemniej czytałam ją dość dawno temu i to w sumie bardziej luźna interpretacja, bo sporo zapomniałam, a część pominęłam celowo. Poza tym uważam, że Lysander polujący na wampiry może być całkiem seksowny ;D Przy okazji, podoba Ci się ta książka? ;)
      Co do opowiadania - dopiero się rozkręcam, co oznacza jeszcze więcej akcji i oczywiście Lysandra. ;D Sporo im zaplanowałam i to opowiadanie na pewno będzie dużo dłuższe od tamtego, bo i materiał źródłowy wydaje mi się bardziej "plastyczny", jeśli się pomiesza ze sobą dwa zupełnie do siebie niepasujące światy. Większe pole do popisu - no i bawię się przy tym naprawdę dobrze, więc nie ma ryzyka, że w połowie się znudzę ;) Także myślę i mam szczerą nadzieję, że będziesz zadowolona.
      Buźka! :*

      Usuń
    2. Nie dotarłam jeszcze nawet do połowy pierwszego tomu, ale zapowiada się super. A Lysander zawsze jest seksowny :D
      Czekam zatem z niecierpliwością na "więcej akcji i oczywiście Lysandra" :D
      KiriRin.

      Usuń