Emma
odzyskała przytomność na długo przed tym, jak odważyła się otworzyć oczy.
Wcześniej nasłuchiwała czujnie, by się upewnić, że jest w bezpiecznym miejscu. Słyszała
tylko cichy szmer rozmowy dwóch kobiet, przerywany dłuższymi okresami ciszy,
gdy jedna z nich wychodziła – już po chwili odróżniała je od siebie. Jeden głos
był wysoki, kobiecy i ogólnie przyjemny dla ucha, drugi – nieco piskliwy, jego
posiadaczka miała tendencję do ucinania końcówek. Mówiły jednak przeważnie zbyt
cicho, by mogła wyłapać cokolwiek poza pojedynczymi słowami.
Emmę wprowadzono w stan śpiączki farmakologicznej zaraz po tym, jak przybyła do
Instytutu. Zrobiono to z powodu jej obrażeń i ogólnego stanu, także
psychicznego. Odpoczynek miał sprawić, że poczuje się lepiej, a praca
uzdrowicieli będzie nieco prostsza, gdy nie będzie się rzucać i wyć z bólu.
Melania siedziała przy kobiecie przez większość czasu, choć w dość bezpiecznej
odległości. Podczas opatrywania ran Emmy znalazła pewien bardzo dziwny znak na
jej karku i wolała mieć się na baczności. Jednak to nie ona podjęła decyzję o
przywiązaniu dziewczyny do łóżka – ten pomysł podsunęła Rozalia, która od czasu
do czasu wpadała do lecznicy, by podzielić się nowinkami od Nataniela. Ogólnie
rzecz biorąc nie były to wieści, które osoba w stanie Emmy pragnęłaby usłyszeć.
Prawdę powiedziawszy, Melania chciała mieć to już z głowy. Miała bardzo dobrze opanowaną sztukę ziołolecznictwa i opatrywania ran, ale dużo lepiej czuła się w
gabinecie szefa Instytutu, gdzie mogła pomagać przełożonemu w pełnieniu
obowiązków – była jego sekretarką i prawą ręką. Sprawiało jej to mnóstwo
satysfakcji, której nie dawało ślęczenie przy tej dziwnej kobiecie. Prawdę
mówiąc, gdyby nie to, że osobiście poprosił ją o to Nataniel, nigdy by się na
to nie zdecydowała. Gdy ją tutaj przyniesiono, przybyszka miała na sobie
praktycznie samą bieliznę – trzeba dodać, że krój tego odzienia był, w ocenie Melanii,
skrajnie nieprzyzwoity – co prowadziło do prostego wniosku: albo była
prostytutką, jedną z upadłych kobiet z szemranej dzielnicy, albo wiedźmą, która
odprawiała swoje chore obrządki, nim ją pojmano. Biorąc pod uwagę to wszystko
nie można się dziwić, że Melania życzyła sobie, by przybyszka odzyskała
przytomność i jak najszybciej znikła tak z Instytutu, jak i z życia jego
mieszkańców.
Kiedy więc Emma uchyliła wreszcie oczy, Melania poczuła osobliwą mieszaninę
uczuć – ulgę z odrobiną strachu.
- Proszę, proszę. Witaj wśród żywych. – powiedziała ostrożnie. Dziewczyna
spróbowała odruchowo się podnieść, lecz gdy jej się to nie udało, spojrzała z
zaskoczeniem na siedząca przy niej szatynkę, niewątpliwie właścicielkę
piskliwego głosu. Nie mogła mieć więcej, niż trzydzieści lat i obiektywnie
patrząc była dość przeciętnej urody. Ładna, ale pospolita.
- Dlaczego jestem związana? – spytała Emma chrapliwie.
- Musimy się upewnić, że nie jesteś czarownicą.
Kobieta nie powstrzymała się przed pełnym irytacji sapnięciem.
- Myślałam, że mam to już za sobą. Nie jestem czarownicą. Proszę, rozwiąż mnie.
Potwornie zaschło mi w gardle.
Melania zignorowawszy pierwszą część prośby, przytknęła potrzebującej do ust
puchar z wodą, który przygotowała sobie na stoliku. Mimo niewygodnej pozycji,
Emma łapczywie wypiła całość, choć część wody ściekała jej z kącików ust, mocząc pościel.
Zakaszlała. Melania odstawiła opróżniony puchar na miejsce.
- Dziękuję.
Odpowiedziało jej nieznaczne skinięcie głowy. Właścicielka brązowych włosów,
spływających na plecy miękkimi falami, była myślami gdzieś indziej.
Podniosła się z miejsca. Materiał błękitno - białej sukni, przyozdobionej gdzieniegdzie kwiatowym haftem, zaszeleścił subtelnie.
- Powinnam zawiadomić przełożonego, że się obudziłaś. Nie ruszaj się stąd. –
dodała niepotrzebnie, wychodząc z pomieszczenia. Cicho zamknęła za sobą drzwi.
Emma przez chwilę śledziła echo jej oddalających się kroków, po czym opadła na
poduszki – była związana tak mocno, że była w stanie tylko nieznacznie unieść
kark. Przynajmniej skrawki materiału nie wpijały się w ciało tak jak szorstkie
liny, ale i tak było to bardzo nieprzyjemne dla jej pokaleczonej skóry.
Gdy Melania wróciła, nie była sama – za nią podążała piękna, młoda dziewczyna o
złotych oczach i tak jasnych, że niemal białych włosach, upiętych w elegancki
kok na czubku głowy. Ubrana była w uwydatniający krągłość piersi gorset i drapowaną
spódnicę w odcieniach szarości i fioletu – tak byłaby ubrana w wiktoriańskiej
Anglii dama z dobrego domu. Przyjrzała się Emmie z nieskrywaną ciekawością,
kobieta dostrzegła w jej oczach nawet niezbyt pasujący do damy pewien figlarny
błysk. Emma miała nadzieję, że to dobry znak.
- Rozwiążemy cię teraz, ubierzemy i zaprowadzimy do szefa Instytutu. Chce się z
tobą widzieć. – w głosie Melanii pobrzmiewało jawne niezrozumienie dla decyzji
Nataniela – Nie próbuj robić niczego głupiego. Zrozumiałaś?
Emma słabo skinęła głową. Kobiety pochyliły się nad nią, by oswobodzić ją z
więzów. Gdy skończyły, z ulgą rozmasowała obolałe nadgarstki. Melania bez
zbędnych ceregieli ściągnęła z domniemanej czarownicy halkę, w którą ubrała ją
na czas pobytu w lecznicy i założyła jej gorset, który związała z przesadnym
zaangażowaniem, odbierając nieprzyzwyczajonej do tego elementu garderoby Emmie
dech w piersi na dobrych kilka sekund. Na gorset wciągnęła prostą, jak na
standardy wiktoriańskiej mody, zieloną sukienkę w stylu empire.
Gdy była już ubrana, Emma nagle sobie o czymś przypomniała. Jej dłoń powędrowała
do dekoltu, jednak nie natrafiła na to, czego szukała.
- Miałam łańcuszek… - zaczęła, lecz białowłosa dama wpadła jej w słowo.
- Chodzi ci o ten? – upewniła się, pokazując jej trzymaną w dwóch palcach
błyskotkę.
- Tak! – Emma pochwyciła ozdobę i przyjrzała się jej dokładnie, zanim założyła ją
na szyję. Wydawało się, że pozostawała nieuszkodzona – Jakim cudem go
odzyskaliście?
Kobieta wzruszyła ramionami.
- Sami nam go oddali. Pewnie bali się, że ciąży na nim urok, czy coś. –
nieznacznie prychnęła, jakby chcąc pokazać, co o tym sądzi. Emma poczuła do
niej pewną sympatię i uśmiechnęła się do niej z wdzięcznością, za to Melania
zgromiła ją spojrzeniem – To ładny drobiazg. – dodała, zupełnie nieprzejęta
reakcją starszej koleżanki – Skąd go masz?
Emma raz jeszcze spojrzała na miniaturowy aparat, zanim ukryła go pod ubraniem.
Już miała powiedzieć, że dał jej go narzeczony, ale coś ją powstrzymało.
- To od kogoś bliskiego memu sercu. – powiedziała jedynie, na co białowłosa
kobieta skinęła głową ze zrozumieniem.
Wreszcie trzy kobiety wyszły na korytarz. Emma nie mogła oprzeć się wrażeniu,
że mimo pozornej swobody ruchów, obydwie bacznie ją obserwują, śledząc każdy
krok. W milczeniu pokonywały kolejne korytarze, aż Emma zupełnie straciła
orientację. Wreszcie dotarły do celu, czyli dwuskrzydłowych, ciężkich drzwi ze
złoconymi klamkami. Młodsza z prowadzących Emmę kobiet zastukała i odczekała
kilka sekund, zanim wszystkie usłyszały krótkie „Proszę!”. Kobiety otworzyły
drzwi i wprowadziły Emmę do środka gabinetu, gdzie już czekał na nie Nataniel.
Skinął im głową w podziękowaniu, nie spuszczając jednak uważnego wzroku z nowo
przybyłej.
- Dziękuję. Zostawcie nas, proszę, samych.
Białowłosa dama skinęła i od razu się wycofała, lecz widząc Melanię, która całą
mową ciała dawała do zrozumienia, że nigdzie się nie wybiera, szybko złapała ją
pod rękę i pociągnęła za sobą. Szatynce wyraźnie było to nie w smak.
- Świetnie. – Nataniel uśmiechnął się uprzejmie do zdezorientowanej Emmy, gdy
tylko zamknęły się drzwi za dwiema kobietami – Może się czegoś napijesz?
Dziewczyna podziękowała, kręcąc głową. Co jak co, ale potrafiła wyczuć, kiedy
ktoś spodziewa się po niej, że nie przyjmie poczęstunku.
- Dobrze. Rozumiem więc, że możemy przejść do konkretów. – Nataniel usiadł w
jednym z rzeźbionych foteli i gestem poprosił Emmę, by zrobiła to samo.
Przysiadła na samym brzegu mebla, wyprostowana jak struna pod wpływem
opinającego ją ciasno gorsetu, czujna w razie gdyby blondyn okazał się być
kolejnym napastnikiem.
- Nazywam się Nataniel. Jestem szefem miejsca, w którym się znalazłaś, pani.
Nazywamy je Instytutem. Czy coś ci to mówi?
Emma zaprzeczyła ruchem głowy. Poczuła jednak w obowiązku się przedstawić i podziękować za ratunek – gdy
to zrobiła, doczekała się jedynie reakcji w postaci oszczędnego skinienia.
- Musisz wiedzieć, że moi podwładni przyprowadzili cię tutaj bez mojej zgody.
Przyznaję, że nie pochwalam ani nie rozumiem ich decyzji. Mimo to, jeśli
pozwolisz, chciałbym zadać ci parę pytań, zanim opuścisz te mury i – na co nie
ukrywam, liczę – więcej tu nie wrócisz.
Emma zesztywniała. Zamierzali się jej stąd pozbyć? Poczuła, jak ogarnia ją
panika. Czymkolwiek zajmował się ten… Instytut, było to jedyne, względnie znane jej
miejsce. Dokąd miała pójść? Nie mogła wrócić do budynku z szafą, to zrozumiała
aż nazbyt dobrze. Nie znała zwyczajów tych czasów, nie miała tutaj nikogo.
W kilka sekund pojęła, że musi zrobić wszystko, by odwieść złotookiego
mężczyznę o pozornie przyjaznym obliczu od tego pomysłu, jeśli tylko chce przeżyć
i zobaczyć jeszcze na oczy swojego narzeczonego.
Emma nie mogła oprzeć się wrażeniu, że cała ta sytuacja przypomina jej
rozgrywkę RPG, rozgrywającą się w wyobraźni graczy jedną z wielu sesji
Warhammera, na które chodziła z Arminem. Miała wrażenie, że jeśli powie coś nie
tak, zaraz odezwie się Mistrz Gry, powie: „No dobrze, to rzuć sobie na ogładę
na minus dwadzieścia - zobaczymy, czy cię wysłucha”, a jeśli rzut nie wyjdzie,
będzie musiała odejść i… no właśnie, i co wtedy? Śmierć postaci w świecie gry
jest bolesna, ale to była ponura rzeczywistość.
Skinęła powoli głową, gdy tylko zdała sobie sprawę, że Nataniel wciąż czeka na
jej odpowiedź.
- Świetnie. Załóżmy przez chwilę dla odmiany, że nie jesteś czarownicą. Melania
poinformowała mnie o dziwnym znaku na twoim ciele. Nigdy nie słyszałem o damie,
noszącej coś podobnego. Czy możesz mi wyjaśnić jego pochodzenie?
Emma przez ułamek sekundy nie potrafiła się zorientować, o co może chodzić
mężczyźnie; gdy sobie przypomniała, odruchowo sięgnęła do tatuażu na swoim
karku. Była to nordycka runa, Berkano, oznaczająca nowy początek, kobiecość,
wyobraźnię… W założeniu miała przynieść Emmie czułość. Był to stary tatuaż,
wykonała go zaraz po ukończeniu liceum i często o nim zapominała. Gdyby ktoś
jej kiedyś powiedział, że będzie miała z jego powodu kłopoty, prawdopodobnie
roześmiałaby się mu w twarz – tak niewinny jej się wydawał. Aż do tej chwili.
- Tam, skąd pochodzę, takie ozdoby są powszechne, nawet u dam. – powiedziała
ostrożnie.
Nataniel uniósł brew.
- W istocie, musi być to niezmiernie daleko.
- To prawda. – przyznała Emma bez wahania. Jej świat został rozciągnięty o
kolejny wymiar, czas, który wyznaczał granice znacznie bardziej bezkompromisowo
niż robiła to mapa. W pewnym sensie wciąż była przecież blisko domu. W rzeczywistości
jednak nigdy nie była dalej.
- Rozumiem. Czy możesz zatem spróbować mi wyjaśnić twoją obecność w domu
Mistrza? Rzekomo pojawiłaś się znikąd w jego prywatnych kwaterach.
Emma szybko przeanalizowała możliwe odpowiedzi i zrozumiała, że żadne
wyjaśnienie nie zdołałoby przekonać szefa Instytutu, że był to czysty
przypadek. Żadne – poza jednym.
- Powiem prawdę. – oznajmiła Emma, wyżej unosząc podbródek – Jest ona trudna do
pojęcia i zawiła, liczę jednak, że moja szczerość zostanie doceniona.
Nataniel postanowił nie przerywać. Słuchał jedynie, skupiając na kobiecie całą
swoją uwagę.
Emma zaczęła mówić o tym, jak sprowadziła się z narzeczonym do nowego
mieszkania, o dziwnym dźwięku, który nie dawał jej spać w nocy i zamykających
się za nią z hukiem drzwiach szafy. Informację, w którym roku do niej weszła,
zachowała Natanielowi na sam koniec. Ten nie odzywał się jeszcze długo po tym,
jak skończyła mówić.
- Uważasz więc, że mogłabyś w ten sam sposób wrócić do swoich czasów? – upewnił
się mężczyzna. Rzeczowy ton zaskoczył Emmę. Czyżby uwierzył jej bez zastrzeżeń?
- Taką mam nadzieję. – przytaknęła.
- Jakie więc masz dowody na prawdziwość swoich słów? Jeżeli istotnie przybywasz
z przyszłości, zapewne masz dla mnie mnóstwo ciekawych informacji? Jak wygląda
życie w… dwa tysiące siedemnastym roku?
Emma raptownie zamilkła. Nie może teraz zacząć opowiadać o Internecie,
telewizji, zakorkowanych drogach szybkiego ruchu czy innych rzeczach, będących do
niedawna jej codziennością – nie miała szans zostać dobrze odebraną z takimi
rewelacjami.
Przedłużającą się ciszę, podczas której Emma próbowała odnaleźć informacje,
mogące okazać się pomocne, przerwał sam Nataniel.
- Musisz wiedzieć, pani, że nie dałem wiary twoim słowom. – mężczyzna podniósł
się z zajmowanego miejsca wyraźnie czekając, aż Emma zrobi to samo – Powinnaś
natychmiast opuścić Instytut. Zalecam zrobienie tego dobrowolnie.
Kobieta poczuła nagle, że drży.
- Powiedziałam prawdę, co do jednego słowa. Nie możesz mnie stąd wyrzucić! Nie
mam dokąd pójść!
- To już nie moje zmartwienie i owszem, mogę to zrobić. Jak wspomniałem, jestem
dziedzicem tego miejsca i to do mnie należy ostateczna decyzja o tym, kto może
tu pozostać, a kto nie.
- Zabierzcie mnie z powrotem do pokoju z szafą, a zniknę i więcej tutaj nie
wrócę!
- Dostanie się tam byłoby trudne jeszcze przed bezmyślnym odebraniem ciebie,
pani, z rąk ludzi Mistrza; w obecnej sytuacji jest praktycznie niemożliwe. Nie
będę narażał życia swoich ludzi dla czegoś tak niepewnego. Przykro mi. Możemy
odprowadzić cię we wskazane miejsce, z którego będziesz mogła wyruszyć dalej.
To wszystko, co mogę dla ciebie zrobić.
Nataniel nadal spoglądał na nią wyczekująco, podniosła się więc z miejsca.
Potrzebowała rozpaczliwie czegoś, o co mogłaby się zaczepić, jednak jak na
złość - nie potrafiła przypomnieć sobie żadnego faktu, który mógłby jej się
przydać w tej sytuacji.
Co zrobiłaby jej postać?
Odpowiedź nasunęła się sama, gdy dziewczyna – znów odruchowo - dotknęła dłonią
łańcuszka. W nagłym olśnieniu, wydobyła zawieszkę spod ubrania, zdjęła z szyi i
wyciągnęła dłoń z nim w kierunku zaskoczonego szefa Instytutu.
Teraz potrzebowała rzutu wystarczająco
dobrego, by odnieść kilkustopniowy sukces.
W umyśle Emmy kości do gry zastukały o siebie, gdy potrząsnęła nimi w
zamkniętej dłoni.
Rzut.
- Co to jest?
- Dowód.
Mężczyzna wziął do ręki łańcuszek, uważnie przyglądając się zawieszce z
wrodzoną skrupulatnością, która nakazywała mu uważną weryfikację każdej nowej
informacji przed podjęciem ostatecznej decyzji.
- To żaden dowód – ocenił wreszcie. – Zwykła błyskotka.
- Mylisz się. Dostałam go od narzeczonego w ramach podarunku zaręczynowego.
Moją pasją jest fotografia. To, co trzymasz, to miniaturowy aparat. Właśnie tak
będą wyglądać w przyszłości.
Mężczyzna w milczeniu spoglądał to na wisior, to na Emmę, jakby usiłował
znaleźć logiczne wytłumaczenie dla niecodziennego wyglądu jej biżuterii. Jak na
złość, zamiast odnaleźć dowody na kłamstwo, znajdował coraz więcej podobieństw
pomiędzy współczesnymi – w jego czasach – aparatami, a błyskotką Emmy. Nie mógł
połączyć wyglądu zawieszki z niczym innym.
Oddał kobiecie jej własność, nie spuszczając jej z oka. Założywszy na szyję
wisior, natychmiast ukryła go pod ubraniem. Milczenie się przedłużało.
- Dobrze. Możesz zostać, przynajmniej na razie, dopóki więcej się nie wyjaśni.
– powiedział w końcu Nataniel. Emma poczuła, jakby zdjęto jej z serca olbrzymi
ciężar. Mężczyzna wezwał z powrotem dwie kobiety i oznajmił, że przybyszka
przez jakiś czas zostanie z nimi. Melania była wyraźnie niezadowolona i
rozczarowana decyzją przełożonego, jednak twarz jej białowłosej towarzyszki nie
zdradzała niczego. Nataniel polecił kobietom zaprowadzić kobietę do Iris, by ta
znalazła jej jakieś zajęcie. Gdy wyszły, zatrzymał jeszcze na chwilę Emmę.
- Na twoim miejscu, nie mówiłbym o tym nikomu więcej. – poradził. Kobieta
skinęła mu głową w odpowiedzi.
- Dziękuję. – nie odpowiedział. W milczeniu odprowadził dziewczynę wzrokiem, aż
ta zniknęła za drzwiami jego gabinetu.
Nie potrafił w żaden sposób tego wyjaśnić.
Czy życie musi płatać właśnie jemu takie niespodzianki? Czuł się taki
zagubiony, gdy nie mógł sobie czegoś racjonalnie wytłumaczyć.
Podszedł do barku, nalał do szklanki whiskey
i wzniósł oszczędny toast w stronę wiszącego na ścianie portretu z surowym
obliczem jego ojca.
- Twoje zdrowie, ojcze, niech cię szlag. – mruknął, biorąc niewielki łyk. –
Byłbyś ze mnie dumny.
Nataniel nie doczekał się odpowiedzi. Nie oczekiwał jej. Wiedział, że to
nieprawda.
---
Hej!
Myślę, że ta trzecia część to dobry moment, by poprosić Was o szczerą opinię: jak Wam się podoba osadzenie bohaterów SF w tak nietypowej rzeczywistości? Co sądzicie o podziale ról, czy uważacie, że pasują one do tych postaci? Jak Wam się widzi główna bohaterka?
Będę wdzięczna, jeśli poświęcicie chwilę na pozostawienie swojego komentarza z Waszymi przemyśleniami, dotyczącymi tej historii.
Pytanie o inspirację pozostaje aktualne, przynajmniej jedno jej źródło możecie już być w stanie wyłapać :)
Buźka i do piątku! :*
Namida
Zastrzeżenie tylko jedno. Nie lubię imienia "Emma" :)
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o osadzenie postaci na swoich miejscach, mam pewien problem. Jakoś nie potrafię sobie tego wyobrazić, bo ciągle mam przed oczami tych narysowanych licealistów, którzy mieli problem z lekcją o seksie :D
Fabuła zaczyna mi przypominać pewną książkę, którą aktualnie czytam, ale może poczekam jeszcze trochę, by się upewnić. Swoją drogą byłoby to naprawdę zabawne, gdybym tak sobie rzuciła tytułem, który ledwie zaczęłam i już bym trafiła :D
Pozdrawiam,
KiriRin :)
Witaj! :*
UsuńW sumie cieszy mnie, że Twoja jedyna uwaga dotyczy imienia głównej bohaterki. Biedna Emma - już na starcie ma u Ciebie minusa :D
Co do nowych czasów, miejsca to rozumiem Twój punkt widzenia - to jednak jest pewne wyjście z takiej czytelniczej strefy komfortu - mam jednak nadzieję, że mimo wszystko uda mi się jeszcze Ciebie przekonać do wiktoriańskiej Anglii. Gdy myślałam o Lysandrze, wydało mi się to całkiem naturalne i pomysł mi się spodobał, choć w sumie był dosyć spontaniczny. Kolejny eksperyment - chyba jednak nie umiem ich nie robić.;D
Dziękuję za szczerą opinię, wiedziałam, że mogę na Ciebie liczyć ❤
Miłego piątku i miłej lektury! Czekam cierpliwie na Twoje typy :*
To nie tak, że mam coś do wiktoriańskiej Anglii, wręcz przeciwnie, przez Lysandra nawet się tym trochę zainteresowałam. Chodzi o to, że bohaterowie to w mojej głowie wciąż licealiści, a w tym nowym opowiadaniu, choć nie podałaś jeszcze konkretów na temat wieku, są o wiele dojrzalsi, nawet, jeśli tylko mentalnie.
UsuńOstatnio sama zastanawiam się nad rozpoczęciem publikacji mojego opowiadania. Nie jest ono jednak osadzone w świecie Słodkiego Flirtu, bo - choć bardzo go lubię - na pierwszym miejscu jest Japonia :)
Powinnam była napisać: do wiktoriańskiej Anglii w połączeniu z bohatetami SF ;D Chyba powinnam stosować mniej skrótów myślowych, chociaż wtedy moje komentarze zajmowałyby zapewne pół strony :D
UsuńJak myślę o tym, co mi się podoba w Japonii, to do głowy przychodzi mi orientalna architektura, sushi, mitologia i cała ta otoczka związana z gejszami. Przyznam się do czegoś - miałam w życiu kilka podejść do mangi i anime, chyba głównie za sprawą pewnego znajomego pasjonata, który podsyłał mi tytuł za tytułem... a ja odpadałam, czasem wręcz w przedbiegach. Miałam szczerą chęć się wkręcić i nie potrafiłam wyłapać, czemu nie potrafię wejść w ten cały klimat - dopiero po czasie potrafiłam nazwać to, co mi tak przeszkadzało. Chodziło o przesadną ekspresję bohaterów i ogólną przesadę w środkach wyrazu. Przez nie, nie mogłam na poważnie odbierać poważnych scen, co często psuło mi cały efekt... Zastanawiam się, interesujesz się tematem, więc może mogłabyś mi coś podpowiedzieć - czy to jest koronna cecha gatunku czy zdarzają się produkcje, gdzie nie jest to tak widoczne? Po latach chętnie spróbowałam znowu, ale boję się, że znowu nie trafię i już nigdy nie podejmę kolejnej próby. ;d Czy jest coś, co mogłabyś mi polecić - najchętniej z rzeczy dostępnych na Netfliksie?
Ja chyba jednak jestem sercem bliżej północnej części mapy - skandynawia, Szkocja, Irlandia - planuję zacząć oglądać "Wikingów" i mam nadzieję, że mi się nie udzieli, bo to może źle wpłynąć na kolejne opowiadanie. Lysander - wiking. Wyobrażasz to sobie? ;DD
A co do Twojego opowiadania - czekam z niecierpliwością na dumną wiadomość z linkiem!:* Czymś się inspirujesz, czy jest to całkowicie Twoja historia?
Jeśli chodzi o anime... Cóż, bardzo lubię gatunek i będzie to trochę zdrada, ale trudno zaprzeczyć, że Japończycy są trochę dziwni. Potrafią czasem w naprawdę poważnych sprawach dodać taki kard, który odbiera wiarę w ludzkość. Z niemałym żalem muszę stwierdzić, że większość serii, które do tej pory widziałam, miało ten defekt, ale mimo wszystko nie uważam, że jest to cecha koronna. Są filmy i serie, w których nie wciskają nieśmiesznych żartów - gdybym miała rzucić tytułem, to z pewnością Koe no katachi (jest do obejrzenia na Youtube z całkiem przyzwoitymi polskimi napisami), a jeżeli ograniczyć się do Netflixa, to przychodzi mi do głowy tylko jedna seria, którą widziałam, była z Netflixa (znaczy ja jej tam nie oglądałam, ale na pewno brali udział w produkcji, więc podejrzewam, że tam ją znajdziesz) i nie była oprawiona absurdalnymi żartami - Violet Evergarden.
OdpowiedzUsuńJeśli zaś chodzi o moje opowiadanie, to wygląda to tak, że fabułę mam przemyślaną. Będzie to dość ciężki dramat z bardzo delikatnym romansem. Historie czysto miłosne wychodzą mi średnio, lepiej idzie mi ich czytanie :D. Inspiracją było jedno anime i jeden twórca internetowych opowiadań, którego czytałam dawno temu. Tyle, ile się da, wymyślam sama, ale motyw przewodni stanowi koszykówka, więc nie będę na pewno tworzyła umiejętności z kosmosu, tym bardziej, że chcę pozostać w sferze realizmu.
Najbardziej w tym wszystkim obawiam się, że znowu stanie się to, co działo się już wielokrotnie. Że onieśmielona i zniechęcona nawet najdrobniejszymi uwagami zniknę z przestrzeni internetowej równie szybko, jak się w niej pojawiłam.
KiriRin.
Dzięki! Spróbuję z tym, co mi podpowiedziałaś, a jeśli nie zaskoczy, to chyba będę musiała wreszcie przyznać, że to po prostu gatunek nie dla mnie. Niemniej - szanuję! ;)
UsuńBardzo chętnie zajrzę. Mam nadzieję, że mimo wszystko się nie zniechęcisz do publikowania i trafisz do sensownej grupy odbiorców - czego z całego serca życzę ;) W końcu J.K. Rowling też odrzucali Harry'ego Pottera, a teraz jest bogatsza od samej królowej.
Sporo byśmy stracili, gdyby w pewnym momencie dała sobie spokój ;)