Poprzedniego dnia prawie nie rozmawiałam z Lysandrem i miałam nadzieję, że uda mi się zatrzeć wspomnienie ostatniej klęski podczas próby przedstawienia. Przygotowałam sobie nawet kilka nonszalanckich tekstów, które mogłabym rzucić, żeby rozładować atmosferę, jeśli tylko ta okaże się zbyt napięta. Chociaż, szczerze mówiąc, naprawdę wolałabym ich nie testować akurat na nim.
I w ten sposób siedzę w swoim pokoju, usiłując skupić się na książce i rozważam wszystkie możliwe scenariusze, jak może potoczyć się ten wieczór. Jestem jednocześnie zdenerwowana i podekscytowana do tego stopnia, że musiałam zrezygnować z obiadu - nie jestem w stanie czegokolwiek przełknąć, więc zadowoliłam się niewielką kanapką, którą i tak musiałam w siebie wręcz wmuszać. Mama przygląda mi się dosyć podejrzliwie, widząc mój stan, ale nie przejmuję się tym - najważniejsze jest to, co się wydarzy w ciągu najbliższych kilku godzin.
Kiedy wreszcie wybija odpowiednia godzina, starannie ubieram się w przygotowany strój - podkreślajace nogi dopasowane legginsy, falbaniastą tunikę i botki na obcasach, które na moje szczęście są całkiem wygodne. Potem zabieram torebkę, telefon i potrfel, po czym żegnam się z rodzicami, którzy życzą mi miłego wieczoru i wychodzę spotkać się z Alexym obok wejścia do parku.
Chłopak już czeka na mnie przy bramie, chociaż i tak jestem przed czasem. Patrzy w inną stronę, więc wykorzystuję sytuację, by zajść go od tyłu i wystraszyć.
- Bu! - krzyczę, wyskakując tuż przed jego twarzą. Faktycznie jeszcze się mnie nie spodziewa, bo podskakuje, zupełnie wytrącony z równowagi. Kiedy dostrzega sprawcę zamieszania, daje mi lekkiego kuksańca między żebra.
- Dostanę przy tobie zawału. - skarży się,wyraźnie niezadowolony.
- Nie przesadzaj. To co, idziemy?
- Tak, zrobimy sobie spacer.
- Mam nadzieję, że niezbyt długi. - mówię, sugestywnie wskazując swoje obuwie.
- Spokojnie, to dosłownie kawałek stąd. Chociaż w ramach kary może powinienem zaprowadzić cię okrężną drogą... - przerywa, widząc moje pełne wyrzutu spojrzenie i wybucha śmiechem - No już, już. Rusz się, bo się spóźnimy.
Idziemy obok siebie, gawędząc swobodnie. Cieszę się, że Alexy będzie tam ze mną - przy nim zawsze czuję się pewniejsza. Gdy po dziesięciu minutach docieramy do klubu karaoke, mamy jeszcze piętnaście minut do umówionej godziny spotkania i postanawiamy zaczekać pod wejściem. Nie mija kilka chwil, gdy na horyzoncie dostrzegamy idących za rękę Rozalię i Leo, brata Lysandra. Rozalia macha nam na powitanie i ku mojemu zaskoczeniu, swobodnie całuje nas w policzki na powitanie, jakbyśmy byli naprawdę dobrymi znajomymi.
- Miło was widzieć. Kastiel i Lysander jeszcze poszli coś załatwić. Chodźcie, wejdziemy do środka i zajmiemy jakiś wygodny stolik.
Posłusznie podążamy za Rozalią do wnętrza pomieszczenia. O tej porze nie jest jeszcze zbyt tłoczno i bez trudu znajdujemy wygodne miejsce w loży, w pobliżu sceny. To mi przypomina o pewnym istotnym szczególe, którego nie wzięłam wcześniej pod uwagę i natychmiast zaczynam się denerwować - co, jeśli będę musiała śpiewać? Nigdy nie robiłam tego publicznie i obawiam się, że jestem pozbawiona predyspozycji. Pozostaje mieć nadzieję, że nikt nie będzie próbował mnie do tego nakłonić.
- To czego się napijecie? - pyta Rozalia, usiłując przekrzyczeć wydzierających się na scenie do jakiegoś przeboju dwóch facetów, których stan - mimo dość wczesnej pory - wskazuje jednoznacznie, że zdążyli wypić już za dużo. Ten widok daje mi nieco do myślenia.
- Dla mnie na początek colę, dzięki. - uśmiecham się do białowłosej dziewczyny i z nadzieją spoglądam na Alexy'ego, mając nadzieję, że nie zostawi mnie samej z tym wyborem.
- A ja chętnie napiję się piwa. - Alexy jakby mnie nie zauważa - Jak się bawić, to się bawić.
- Jasne. - Rozalia uśmiecha się, prosi Leo o drinka dla siebie i wysyła go do baru. Chłopak wydaje się być nawet jeszcze bardziej cichy i skryty niż Lysander. Może to u nich rodzinne?
Rozalia zajmuje miejsce obok mnie i natychmiast zaczyna rozmowę. Zaskakuje mnie, z jaką swobodą potrafi nawiązać kontakt z właściwie obcą osobą i naprawdę zazdroszczę jej tej umiejętności. Odpowiadam na jej pytania i staram się z wyczuciem zadawać własne, jednak emanująca od niej sympatia i szczerość sprawiają, że szybko się rozluźniam. Wciągam też do rozmowy Alexy'ego, który szybko zaczyna rozsiewać na prawo i lewo swój urok osobisty. Mam wrażenie, że z Rozalią mają się szansę naprawdę dobrze dogadać.
- Wybaczcie spóźnienie. - słyszę nagle nad głową i widzę, że do stolika podszedł w którymś momencie Lysander w towarzystwie Kastiela, który jak zwykle ma minę, jakby połknął osę.
- Wybaczamy! - Rozalia uśmiecha się promiennie i wstaje, by ucałować chłopaków na powitanie - Leo poszedł do baru po drinki, idźcie sobie też coś zamówić.
Przez chwilę uzgadniają coś między sobą i już po chwili Kastiel odchodzi w stronę baru, zaś Lysander zajmuje miejsce obok Rozalii.
- Lysiu, a jak tam idą próby do przedstawienia? - przypomnina sobie nagle białowłosa piękność - Sucrette nie chciała niestety zbyt wiele mi opowiedzieć, a przecież to muszą być szalenie interesujące zajęcia! Możecie uchylić rąbka tajemnicy?
Czuję uderzenie gorąca na twarzy. Miałam nadzieję, że po zdawkowych informacjach, jakich jej wcześniej udzieliłam, nie będzie chciała poruszać tego tematu, ale najwyraźniej jej nie doceniłam.
- Spektakl zapowiada się bardzo ciekawie, a Sucrette jest wyśmienitą aktorką. Niestety nie możemy zdradzić szczegółów, gdyż zepsulibyśmy w ten sosób niespodziankę. Prawda, Sucrette?
Lysander patrzy mi w oczy, a ja mogę tylko przytaknąć. Rozalia przez chwilę przygląda nam się podejrzliwie, ale zaraz odpuszcza i zmienia temat na mniej grząski. Gdy do stolika wracają Leo z Kastielem, nie ma już śladu po moim zakłopotaniu, a Rozalia zamienia się miejscami z Lysandrem, by usiąść obok swojego ukochanego, przez co Lysander siedzi obok mnie. Z ulgą zauważam, że też postawił na colę i czuję się trochę mniej samotna, mieszając słomką w wysokiej szklance, przyozdobionej plasterkiem cytryny i z kilkoma kostkami lodu, pływającymi po powierzchni napoju.
- Skoro wszyscy już jesteśmy, to moze od razu zaczniemy? Kto idzie na pierwszy ogień? - Rozalia postanawia nie tracić czasu.
- Przykro mi, Rozalio, ale chyba wypiłem jeszcze za mało. - śmieje się Alexy, który nie wiadomo kiedy zdążył już opróżnić pół kufla piwa. - No co? Chciało mi się pić. - tłumaczy, widząc moje pełne niedowierzania spojrzenie.
- W takim tempie nie wyjdziesz stąd o własnych siłach, uspokój się. - mamroczę - Nie zamierzam cię potem odstawiać do domu, jeśli...
- Och, daj spokój, Sucrette, to pół piwa. - śmieje się Alexy, pociągając kolejny solidny łyk - Jeszcze jedno i mogę iść śpiewać! - zapowiada.
Rzeczywiście, po tym jak Alexy opróżnił półtorej kufla piwa, poczuł się wreszcie na tyle pewny siebie, by wyjść samotnie na scenę i zaśpiewać, jednak wybrał sobie piosenkę, którą mało kto znał. Mimo wszystko, w połączeniu z jego urokiem osobistym, efekt był zadowalający i większość sali dała się porwać. Alexy z satysfakcją wrócił na swoje miejsce i zapoczątkował spore poruszenie przy naszym stoliku - po nim na scenę dwa razy wyszła Rozalia, raz z Lysandrem, a raz z Alexym. Ma całkiem niezły głos, jednak najwięcej braw zebrał i tak Lysander - jego głos ma ciepłą barwę, śpiewa czysto i mocno, słuchanie go jest prawdziwą przyjemnością. Siedzieliśmy w klubie już od dobrych czterech godzin i towarzystwo było już całkiem rozbawione - wszyscy, nawet Kastiel, zaczęli rozmawiać i żartować. Starałam się dotrzymać im kroku, jednak wypiłam o wiele mniej niż reszta osób, a jedyną osobą, która nie próbowała na siłę się dopasować, był Lysander. On jednak sprawiał wrażenie, jakby samo obserwowanie tego, jak dobrze bawią się bliskie mu osoby, było dla niego wielką przyjemnością. W tym czasie każda z siedzących przy stoliku osób przynajmniej raz była na scenie, oprócz mnie, ale nikt nie próbował mnie póki co namawiać. Na szczęście.
Czuję, że potrzebuję zaczerpnąć trochę świeżego powietrza, gdyż od oparów alkoholu, hałasu i gorąca, zaczyna mi się kręcić w głowie.
- Zaraz wracam! - mówię, wstając od stolika i jestem prawie pewna, że nikt nie zwrócił uwagi na moje wyjście.
Wiem, dokąd powinnam iść, gdyż wcześniej widziałam, jak znikają tam inni uczestnicy imprezy - na tyłach budynku znajdują się przeszklone drzwi z wyjściem do niewielkiego ogródka, gdzie w niedużych odstępach rozstawione są ławki i kosze na śmieci z przygotowanymi jednorazowymi popielniczkami. Kręci się tam kilka osób, głównie palaczy, jednak udaje mi się znaleźc ławkę nieco na uboczu i siadam tam, by nacieszyć się ciepłym wieczorem. Nad moją głową migoczą gwiazdy i czuję, jak w moim umyśle nieco się przejaśnia.
- Czy masz coś przeciwko, bym ci potowarzyszył, Sucrette? - słyszę nad sobą. Nie usłyszałam, kiedy tutaj przyszedł i zaskoczona spoglądam na niego.
- Jasne, siadaj. - mówię, robiąc mu miejsce obok siebie. Siada i zadziera głowę, by spojrzeć w wieczorne niebo.
- Wyjątkowy wieczór, prawda? - mówi po chwili ciszy.
- Tak, jest bardzo spokojnie. - potwierdzam i jakby na zaprzeczenie moich słów z głębi ogródka dobiega nas wybuch śmiechu - Idealny wieczór na spacer po jakimś niezwykłym miejscu. Wiesz, że nigdy nie widziałam na żywo świetlików? - wypalam i momentalnie robi mi się głupio. Lysander jednak tylko łagodnie się uśmiecha i spogląda na mnie ciepło.
- A jednak cieszę się, że jesteś tutaj. Chociaż gdybyś zamiast tego pojechała podziwiać świetliki, chyba mógłbym ci wybaczyć. Choć przyznaję, że nie przyszłoby mi to łatwo.
- Cała przyjemność po mojej stronie. - dukam, zaskoczona tym wyznaniem, jednak szybko się otrząsam. Po prostu jest grzeczny i tyle. Zaprosił mnie i dziękuje, że przyjęłam zaproszenie. Nic więcej.
Przez chwilę siedzimy razem w absolutnej ciszy, gdy z ogródka dobiega nas kolejny wybuch śmiechu. Nie mam odwagi spojrzeć na niego, jednak co jakiś czas czuję na sobie jego wzrok.
Nagle podnosi się z ławki.
- Chyba powinniśmy już wracać. Będą sie o nas niepokoić. - wyciąga dłoń w moją stronę, by pomóc mi wstać, a kiedy przyjmuję ofiarowaną pomoc trzyma moją rękę w ciepłym uścisku nieco dłużej, niż byłoby to konieczne. Potem w ciszy wracamy do środka, gdzie od razu czuję duchotę, nieznośną w porównaniu z orzeźwiającym, wieczornym powietrzem.
- Patrzcie, kto wrócił! - krzyczy na nasz widok Rozalia - A już się zastanawialiśmy, czy nam nie uciekliście!
- Potrzebowałam oddechu, a Lysander był tak miły, że mi potowarzyszył. - wyjaśniam i czuję, że oblewam się rumieńcem. Nie chcąc z powrotem przedzierać się na swoje miejsce siadam przy brzegu kanapy i robię miejsce dla Lysandra, ten jednak zajmuje miejsce naprzeciwko mnie, obok Kastiela. Starając się ukryć ukłucie rozczarowania, proszę Alexy'ego by podał mi moją szklankę z niedopitym słabiutkim drinkiem, który wcześniej zostawiłam pod jego opieką.
- W każdym razie, właśnie mówiliśmy, że Sucrette jest jedyną osobą, która jeszcze nam nie śpiewała, więc koniecznie musisz to nadrobić! - Rozalia z ekscytacją pokazuje mi katalog dostępnych utworów, a mnie nagle robi się bardzo duszno. O, nie. Tylko nie to.
- Wiesz, Rozalio, nie wydaje mi się, żeby to był dobry...
- Bzdura! Jak mówiłam, jeszcze tylko ty nie śpiewałaś, więc...
- Nie bez powodu. - mruczę pod nosem.
- ... teraz twoja kolej. No, nie bądź taka! Wybierzemy piosenkę, którą naprawdę lubisz. Więc?
Postanawiam konsekwentnie milczeć, licząc na to, że Rozalia w końcu skupi uwagę na czymś innym, niż psychiczne pastwienie się nade mną, ale ku mojemu przerażeniu głos zabiera - już bardzo mocno wstawiony - Alexy:
- Zaraz, jak się nazywał ten zespół, którego bez przerwy słuchasz?... - próbuję zamordować go spojrzeniem, lecz chłopak w pijackim uniesieniu, w ogóle nie zwraca uwagi ani na gromy, które ciskam z oczu, ani na skopywanie pod stołem jego kostek - People and Monsters? Monsters and People? Of People...? Nie, mam! Of Monsters and Men!
Rozalia marszczy brwi.
- A cóż to takiego? Zresztą, nieważne, szukam. - dziewczyna natychmiast zagłębia się w wyświetlający się na dotykowym ekranie katalog utworów i z niezadowoleniem marszczy brwi - Mają tylko jedną, Little talks. Musi wystarczyć. - Rozalia dodaje utwór do kolejki i przegląda tekst piosenki, a ja w tym czasie poprzysięgam sobie zemścić się na Alexym. Co on wyprawia? Gdyby choć przeszło mi przez myśl, że to on będzie pośrednią przyczyną mojego upokorzenia, na pewno bym go nie zaprosiła.
Pomoc nadchodzi z zupełnie nieoczekiwanej strony.
- Znam tę piosenkę, często leciała w radiu. - odzywa się Kastiel - To duet, więc Sucrette powinna zaśpiewać ją z kimś w parze. Najlepiej z jakimś chłopakiem.
Patrzę na niego zupełnie osłupiała. Jest ostatnią osobą, po której bym się spodziewała czegoś takiego, lecz on unika mojego wzroku, zajęty sączeniem swojego piwa. Straciłam już rachubę, które to może być.
- Duet, mówisz? Alexy, znasz to?
- Na mnie nie patrz.
- Lysander? Śpiewasz najlepiej z nas. Może byś tam poszedł obronić honor koleżanki?
Patrzę w napięciu, jak Lysander powoli podnosi wzrok znad swojej szklanki coli i kiwa głową. Łał. Dzięki, Kastiel.
- No, to postanowione. Jesteście czwarci w kolejce.
Obserwuję ludzi, którzy zmieniają się na scenie i z każdą kolejną piosenką mój stres rośnie. Co chwila muszę wycierać spocone dłonie o legginsy i jednocześnie usiłuję zapanować nad ich drżeniem. Co za koszmar, tak się stresować z powodu piosenki, którą znam właściwie na pamięć. Gdyby nie wsparcie Kastiela, najprawdopodobniej musiałabym wymigać się bólem brzucha i uciec do domu. Alexy, zginiesz marnie!
- Wasza kolej! - woła wreszcie podekscytowana Rozalia - Dajcie czadu!
Lysander rzuca mi przez stół porozumiewawcze spojrzenie i podnosi się ze swojego miejsca, więc ja robię to samo. Chłopak podaje mi dłoń, by pomóc mi wejść na wysoki stopień i ustawiamy się z mikrofonami na środku sceny. Wreszcie słyszę znajomą muzykę, a na ekranie podświetlają się pierwsze strofy tekstu. Właściwie nie muszę na niego patrzeć, tak dobrze znam ten utwór, a jednak wgapiam sie w niego, jak w ostatnią deskę ratunku.
- I don't like walking around his old and empty house... - zaczynam, lecz głos mam drżący i niepewny, przez co uderzam w fałszywe nuty. Siedzący przy stoliku znajomi nagradzają moją porażkę oklaskami, prawdopodobnie bojąc się, że ucieknę ze sceny.
- ... So hold my hand, I'll walk with you, my dear. - słyszę kojący głos Lysandra, który musi stać bardzo blisko mnie. Odruchowo odwracam się w jego stronę i zamiast pustki w głowie czuję ciepło i pewność siebie, rozlewające się po moim ciele. Patrzy na mnie bez skrępowania, jakby rzeczywiście kierował do mnie słowa piosenki. Kolejne strofy śpiewamy patrząc sobie głęboko w oczy, a ja czuję, że mój głos już nie drży. Głos Lysandra ma niesamowicie ciepłą barwę gdy stoi się tuż obok niego i nie mogę powstrzymać rodzącego się we mnie pragnienia, by resztę słów piosenki wymruczał wprost do mego ucha. Jego spojrzenie przyciąga mnie jak magnes i nie potrafię, nie, nie chcę odwracać wzroku. Ta chwila należy do nas i nie dbam o to, jak przy jego wyćwiczonym głosie brzmi mój. Dopiero po kilku linijkach zdaję sobie sprawę, że Lysander też ani razu nie spojrzał na ekran. A więc musi znać tę piosenkę równie dobrze, co ja...
Gdy utwór dobiega końca, my wciąż patrzymy sobie w oczy, a wszelkie bodźce docierają do mnie dopiero, gdy muzyka milknie i Lysander odkłada swój mikrofon, po czym wyciąga dłoń, by pomóc mi zejść ze sceny. Chwytam jego rękę i próbuję jeszcze raz uchwycić jego spojrzenie, jednak on błądzi nim gdzieś zupełnie indziej, jakby wraz z muzyką uleciała gdzieś cała magia.
- To było niezłe. - komentuje Rozalia, gdy wracamy do stolika. Nie mówi nic więcej, ale mam wrażenie, że gdy nie patrzę, ta przygląda mi się podejrzliwie.
- Zachowywaliście się, jakbyście mieli te teksty wypisane na czole. - kpi nietrzeźwy Alexy, a ja dopisuję to do listy rzeczy, za które straci dzisiaj z moich rąk życie.
Nie mam pojęcia, co o tym wszystkim myśleć, ale czuję się dziwnie lekko. Po naszym występie nastrój nieco siadł, mimo niedocenianych przez nikogo starań Alexy'ego, a ja orientuję się, że zrobiło się już dosyć późno. Na szczęście to nie ja muszę wychodzić z inicjatywą, by zakończyć imprezę, bowiem uprzedza mnie Rozalia. Zbieramy się do wyjścia, a ja z przerażeniem widzę, jak źle jest z Alexym. Dopóki siedział, aż tak bardzo nie rzucało się w oczy, że wypił zdecydowanie za dużo, teraz jednak widać jak na dłoni, że chwieje się na własnych nogach.
Wydawało mi się, że tego dnia już nic mnie nie zaskoczy, jednak się myliłam.
Kątem oka widzę, że Rozalia, Leo, Kastiel i Lysander zamieniają ze sobą kilka słów, po czym Leo wychodzi przed budynek.
- Leo nie pił alkoholu. - tłumaczy Rozalia, widząc moje pytające spojrzenie - A mieszka kilka minut stąd, więc zabierzemy do domu twojego przyjaciela. Nie zmieścimy się wszyscy do samochodu, ale Lysander odprowadzi cię pod sam dom. - Rozalia, wyraźnie dumna ze swojego planu, uśmiecha się do mnie promiennie - Tylko zapisz mi adres Alexy'ego. Wolałabym na nim nie polegać, gdy jest w takim stanie.
Nie mogąc się nadziwić takiemu obrotowi spraw, zostawiam Rozalii adres mojego przyjaciela oraz - na wszelki wypadek - swój numer telefonu i spoglądam pytająco na Lysandra, ten jednak tylko się do mnie łagodnie uśmiecha. Ktokolwiek wpadł na pomysł, by Lysander odprowadził mnie do domu, jestem mu winna przysługę. Przenoszę wzrok na Alexy'ego, który pozbawiony oparcia osunął się z powrotem na kanapę. Cóż, wychodzi na to, że nieświadomie trochę mi dzisiaj pomógł. W końcu żegnamy się z pozostałymi i wychodzimy z Lysandrem w rześki, choć nieco już chłodny, z racji późnej pory, wieczór.
Dopiero gdy znajdujemy się kilkanaście metrów od klubu karaoke, postanawiam się odezwać.
- Dziękuję, że mnie odprowadzasz.
- Nie pozwoliłbym, byś wracała sama. - odpowiada spokojnie chłopak. W świetle ulicznych latarni jego białe włosy zdają się lśnić własnym blaskiem.
- Ale cieszę się, że odprowadzasz mnie ty, a nie ktoś inny. - wypalam i oczywiście od razu tego żałuję. Dlaczego nigdy nie potrafię ugryźć się w język?
Jednak Lysander tylko spogląda na mnie z łagodnym uśmiechem i odpowiada cicho:
- Ja też.
Mój żołądek robi salto i dostaję nagle gęsiej skórki. Chłopak mylnie interpretuje reakcję mojego organizmu na swoją osobę jako przejaw wychłodzenia i od razu proponuje mi okrycie. Z jednej strony chcę być uczciwa i odmówić, ale z drugiej myśl o okryciu ramion należącym do niego płaszczem, stylizowanym na czasy panowania w Anglii królowej Wiktorii jest dla mnie dziwnie przyjemna, więc przyjmuję z wdzięcznością ten hojny gest. Lysander przystaje i rozpina płaszcz, po czym zsuwa go z siebie, a ja oczekuję, że po prostu mi go poda, lecz on troskliwie zarzuca go na moje ramiona. Uderza mnie jego zapach, stykający się z nagą skórą moich ramion i przechodzi mnie przyjemny dreszcz.
- Lepiej?
Kiwam głową i dyskretnie wtulam nos w kołnierz płaszcza. Od jego zapachu kręci mi się w głowie i postanawiam się pogodzić z myślą, że Lysander staje mi się niepokojąco bliski. Chemia, która jest między nami przyćmiewa mi umysł, lecz w przyjemny sposób. Czuję, że mogłabym trwać w tej chwili w nieskończoność.
- Tobie nie jest zimno? - pytam niepewnie. Pod płaszczem Lysander nosi równie staromodną białą koszulę z cienkiego materiału. Jeżeli chodzi o doznania wzrokowe, to jak dla mnie mógłby tego płaszcza już nigdy nie zakładać.
- Nie, nie martw się o to.
Dochodzimy do wejścia do parku i Lysander rzuca mi pytające spojrzenie, więc kiwam głową. Tędy najprościej jest trafić do mojego domu. Chłopak uchyla bramę i puszcza mnie przodem, jak zwykle to robi, gdy otwiera przede mną drzwi. Czekam, aż zamknie za nami bramę i znów idziemy obok siebie. Może to tajemnicza atmosfera nocnego parku, a może wciąż unoszcząca się miedzy nami chemia sprawia, że postanawiam sprawdzić, czy został jeszcze choć ślad magii, która pojawiła się między nami podczas występu. Właściwie bez zastanowienia wyciągam nagle dłoń i odszukuję nią ciepłe palce Lysandra. Chłopak patrzy na mnie z zaskoczeniem, podczas gdy ja splatam nasze dłonie w ciasnym uścisku i już mam znów palnąć jakąś głupotę, by się usprawiedliwić, gdy udaje mi się w ostatnim momencie ugryźć w język i po prostu patrzę mu w oczy, czekając co się wydarzy. Przez chwilę bez słowa mierzymy się wzrokiem i wiem, że może się stać tylko jedno z dwojga: albo odwzajemni uścisk dłoni, albo wyszarpie rękę.
On jednak po raz kolejny mnie zaskakuje.
Jakby ten gest powiedział mu wszystko, czego nie był wcześniej pewien, Lysander nagle przyciąga mnie do siebie. Jego dłonie oplatają moją talię w pełnym czułości geście, a ja otrząsając się z chwilowego szoku, nie chcę pozostać mu dłużna. Wspinam się na palce i obejmuję rękami jego plecy, by przytulić go do siebie jeszcze bardziej. Czuję, jak ciepło jego ciała emanuje przez cienki materiał koszuli i miesza się z moim własnym. Lysander pochyla głowę i mruczy wprost do mojego ucha:
- Jesteś cudowna, Sucrette.
Jego dłonie przesuwają się z talii w górę, aż na plecy, po czym troskliwie poprawia swój płaszcz na moich ramionach, upewniając się, czy nie marznę. Mam ochotę poprosić, by nie przestawał, jednak nie potrafię wykrztusić z siebie nawet słowa - mam wrażenie, że coś dziwnego stało się z moim głosem i już nie będę w stanie go nigdy użyć. Wreszcie Lysander pieszczotliwie odgarnia włosy z mojej twarzy, wywołując tym u mnie kolejny dreszcz i składa bardzo delikatny pocałunek na moim czole. Potem, jakby z wahaniem, ledwie muska ustami sam czubek mojego nosa. Jest w tym nieme pytanie, jakby pokazywał mi swoje zamiary i pytał o pozwolenie, chcąc uzyskać moją zgodę, zanim posunie się choćby o krok dalej. Zachwycona pieszczotami odszukuję dłonią jego twarz, by delikatnie dać mu do zrozumienia, że właśnie tego pragnę... Wplatam dłoń we włosy opadające na jego kark i z uczuciem przyciągam do siebie tak, by widział, że oboje chcemy tego samego. Jego dłoń pieści moją szyję, a usta wreszcie odnajdują moje, gdy wydaję z siebie niekontrolowane westchnienie, pełne zachwytu. Niespodziewana miękkość i ciepło jego warg spada na mnie lawiną doznań, podczas których czas i przestrzeń przestają mieć dla mnie jakiekolwiek znaczenie. Lysander całuje mnie delikatnie, jakby obawiał się, że jeżeli zrobi to mocniej, czymś mnie urazi. Przytulam się do niego jeszcze bardziej, by czuł, że jest mile widziany w moich ramionach... gdy łagodnie, ale zdecydowanie kończy pocałunek, muskając wargami delikatnie kącik moich ust. Mam ochotę zaprotestować, jednak jest mi tak przyjemnie, gdy mnie do siebie tuli, że tylko z zachwytem otwieram oczy, które zamknęłam sama nie wiem, w którym momencie.
- Może na początek to wystarczy, moja piękna przyjaciółko? - pyta, głosem lekko zachrypniętym z emocji. Jego piękne oczy błyszczą, nadając jego spojrzeniu jeszcze bardziej niezwykły wyraz. Oszołomiona brzmieniem jego słów, bez namysłu wtulam się w jego klatkę piersiową, z błogością przymykając oczy. On delikatnie gładzi moje włosy, raz po raz zanurzając w nich twarz. Jego oddech łaskocze mnie w kark.
Nie mam pojęcia, ile czasu zajmuje nam stanie tam i po prostu tulenie się do siebie, jednak Lysander po jakimś czasie znów się odzywa. Zaskakuje mnie, jak szybko udało mi się odzyskać kontrolę nad głosem. A może minęły już długie godziny? Nie mam pojęcia.
- Uwierz, że rozkosznie jest stać tutaj i przytulać cię do siebie, jednak moją powinnością jest odprowadzenie cię bezpiecznie do domu. Nie chciałbym zaczynać tego ekscytującego rozdziału naszej znajomości reprymendą otrzymaną od twojego ojca, Sucrette. Czy pozwolisz, że zadbam najpierw o twoje bezpieczeństwo?
Rozczulona troską i kryjącą się w jego słowach obietnicą świadczącą o tym, że ten pocałunek ma dla niego duże znaczenie, odsuwam się od niego i cicho przytakuję. Lysander całuje mnie w czubek głowy, ponownie splata ze sobą nasze dłonie i ruszamy dalej przed siebie. Nagle czuję lęk na myśl o spotkaniu ze swoimi rodzicami. Mam wrażenie, że wszystko we mnie krzyczy, co się właśnie wydarzyło, że mam to wypisane na twarzy tak jak pocałunki, które wciąż czuję na ustach. Jak można by tego nie zauważyć?
- Jak wyglądam? - pytam nagle Lysandra, który patrzy na mnie, zaskoczony pytaniem.
- Jesteś przepiękna, Sucrette.
- Chodzi mi o... Czy widać po mnie, że my... - czuję rumieniec, który wypełza mi na twarz. Chłopak natychmiast rozumie moje pytanie i również lekko się czerwieni.
- Nie martw się, z pewnością nie widać po to tobie tego bardziej, niż po mnie. A jak ja wyglądam?
- Jak ktoś, kogo uwielbiam. - przyznaję i rumienię się jeszcze bardziej, zdziwiona własnym wyznaniem.
Gdy zbliżamy się do mojego domu, Lysander bez zbędnych pytań puszcza z wyczuciem moją dłoń - zapewne chce, bym uniknęła dociekliwych pytań od rodziców - i żegna się ze mną tak, by wyglądało to neutralnie dla przypadkowych widzów tej sceny. Z wdzięcznością oddaję mu jego płaszcz i dziękuję za miły wieczór, po czym przez ułamek chwili patrzę, jak odchodzi. Mam nadzieję, że bez problemu trafi do siebie.
Jak się potem okazuje, niepotrzebnie byliśmy tak ostrożni. Rodzice siedzą na kanapie i oglądają jakiś film, gdy pełna obaw wchodzę do salonu.
- Cześć, córeczko. - mama wydaje się być w ogóle nie przejęta porą, o której wracam - Dobrze się bawiłaś?
- Tak. - odpowiadam i obiecując rodzicom zdanie szczegółowej relacji nazajutrz, życzę im dobrej nocy, po czym wchodzę do swojego pokoju. Przyjemne uczucie w żołądku nie opuszcza mnie ani na chwilę i gdy tylko rzucam się na łóżko i przymykam oczy, od razu widzę Lysandra i czuję na ustach cień jego pocałunków.
Mam wrażenie, że Alexy nieświadomie zrekompensował mi wszystko, co narobił tego wieczoru. Może jednak uda mu się ujść z życiem? Z ogólnym rachunkiem na plusie?
Uśmiecham się do siebie, przekręcam na bok i wykończona wydarzeniami tego dnia, natychmiast zasypiam.
OMG! Już w 3 rozdziale 💝😍✌😮
OdpowiedzUsuńCóż, jak widać nie tracą czasu. ;) Bardzo mi miło, że tu zaglądasz. Pozdrawiam ciepło!
UsuńAww, jakie to jest po prostu no... Awww. :D
OdpowiedzUsuń