Do
domu docieram na długo przed czasem wyznaczonym przez rodziców. Nie jestem
pewna, jak mi się to udało, bo w ogóle nie myślałam o tym dokąd idę. Lysander
oczywiście wyszedł za mną i próbował wyciągnąć ze mnie co się stało, ale powiedziałam
mu by został w domu i porozmawiał z Kastielem. Nie mam ochoty tłumaczyć ani
jemu, ani rodzicom tej przykrej sytuacji, więc gdy tylko przekraczam próg
domu szybko uciekam do łazienki, zdejmuję uciążliwy kostium i wchodzę do wanny.
Raz po raz słyszę, jak dzwoni telefon w moim pokoju, lecz nie spieszę się
specjalnie, by go odebrać. Wiem, że to nie fair wobec Lysandra, ale podświadomie jestem na niego zła, choć nie jest bezpośrednio odpowiedzialny za to, co się
stało. Chyba czuję do niego przede wszystkim żal o to, że przyjaźni się z kimś,
kto bez wahania jest w stanie być tak agresywny - zwłaszcza wobec osoby, którą coś z nim łączy. Nie rozumiem, jak ta cała ich
przyjaźń w ogóle może funkcjonować, ze względu na tak potężną różnicę
charakterów dwóch chłopaków. Być może to jakieś porozumienie dusz poprzez
muzykę, czy coś. Tak czy siak, czuję się źle i nie mam zbytnio ochoty z
nikim się konfrontować. Kiedy wreszcie wychodzę z łazienki, poraża mnie liczba
nieodebranych połączeń – nie tylko od Lysandra, ale też od Alexy’ego. To temu
drugiemu wysyłam wiadomość najpierw, jako że nie jest w żaden sposób odpowiedzialny
za zaistniałą sytuację i zapewniam, że jestem już w domu. Alexy odpisuje tylko,
że będzie jutro o trzynastej i że mam na niego czekać. Podejrzewałam, że nie
będzie chciał mnie zostawić samej i odpisuję tylko „ok”, bo w sumie jego
towarzystwo bynajmniej nie jest dla mnie niczym nowym ani irytującym. Co do
Lysandra, to kompletnie nie wiem, co mu napisać i kilka razy kasuję wiadomość (w tym czasie dzwoni chyba ze trzy razy), aż wreszcie wysyłam
krótkie: Jestem już w domu. Zobaczymy się w szkole. Nic nie odpisuje,
ale też więcej nie dzwoni, więc musiał otrzymać wiadomość. Przed snem
oglądam jeszcze dwa odcinki serialu na Netflixie, aż w końcu zasypiam. Nie
pamiętam, by cokolwiek mi się śniło.
Kolejny dzień zaczynam dosyć późno i rodzice zdążyli już gdzieś pojechać. Gdy
rozczochrana i w szlafroku doczłapałam do kuchni, czeka na mnie tylko przyczepiona
magnesem do lodówki kartka od mamy, że będą późno i że mam sobie zrobić obiad. Szykuję sobie kanapkę z masłem orzechowym i zjadam ją w drodze do swojego pokoju,
gdzie wyjmuję z szafy jakieś świeże ubrania i idę choć trochę doprowadzić
swoje włosy do porządku. Gdy kończę, schodzę do kuchni by sprawdzić, co mogę
zrobić na obiad i w końcu pada na makaron z sosem bolońskim. Kiedy wydobywam z
zamrażarki mięso i wkładam je do mikrofalówki na tryb rozmrażania, ktoś puka do drzwi. Otwieram i wpuszczam do środka Alexy’ego, który jak zwykle taszczy ze sobą ciastka i jakiś sok.
- Hej. – mówi, zrzucając z nóg żarówiaste trampki – Fajnie, że żyjesz. Chociaż
w sumie nie jestem pewien. To na twoim policzku to tusz do rzęs czy ślady
rozkładu?
- Spadaj. – fuczę, kompletnie nie w nastroju na przekomarzanki, ale odruchowo
pocieram policzek dłonią.
- Robisz obiad? – pyta jak zwykle pełen energii Alexy, gdy po wkroczeniu do
kuchni jego oczom ukazują się rozrzucone po blacie produkty.
- Mhm. Sos boloński do makaronu.
- Super. Pomogę, tylko nie każ mi kroić cebuli. Spłynie mi makijaż.
Wreszcie nie wytrzymuję i parskam śmiechem, na co Alexy wyraźnie się
rozpromienia.
- W porządku, możesz kroić paprykę. – mówię, celując w niego warzywem. Chwyta
je zręcznie w locie i od razu sięga po nóż i deskę do krojenia. Ja w tym czasie
rozgrzewam olej na patelni i zabieram się za krojenie cebuli.
- Co się wczoraj stało? Lysander do końca wieczoru sprawiał wrażenie, jakby
zamierzał wyrzucić Kastiela przez balkon. Nigdy nie widziałem go w podobnym
stanie i chyba dobrze zakładam, że to miało związek z twoją ucieczką z imprezy?
- Wcale nie uciekłam.
- Opuściłaś imprezę w kontrolowanym pośpiechu drzwiami frontowymi. Nazwij to
jak chcesz.
- Chodzi o to, że… - biorę wdech i ocieram oczy, które zaczynają mnie piec od
oparów cebuli – Kastiel to palant.
- Mało to odkrywcze. – przyznaje Alexy i puszcza mi oczko.
- Daj mi powiedzieć! Chodzi o to, że Kastiel najwyraźniej uważa, że romansuję
jednocześnie z tobą i Lysandrem. Widział nas wczoraj i chyba założył, że coś
nas łączy. Naskoczył na mnie, kiedy poszłam na taras po swoją szklankę i zaczął
mi grozić.
- Grozić? – Alexy z zaskoczenia aż unosi brew.
- Mhm. Przy okazji obraził ciebie, mnie i uprzedził, że jeśli skrzywdzę
Lysandra, to pożałuję.
- Kretyn. Ale nie musisz się nim już przejmować. Lysander chyba mu wytłumaczył
jego błąd.
- Mam nadzieję. Nie mam zbytniej ochoty się z nim znowu konfrontować. Wiem, że
to przyjaciel Lysandra, ale to była gruba przesada.
- Zrobił ci coś?
- Wykręcił nadgarstek i przy okazji porządnie nastraszył. – nagle przypominam
sobie, co nastąpiło później i mimowolnie się uśmiecham pod nosem.
- Co jest? Ooo nie, znam ten uśmieszek. Co mu zrobiłaś?
- Kopnęłam. – przyznaję i gestem pokazuję Alexy’emu, gdzie oberwał ode mnie
Kastiel. Chłopak wybucha zaraźliwym śmiechem, więc i ja zaczynam chichotać na
wspomnienie tamtej sceny.
- Nieźle! Moja szkoła! – cieszy się Alexy i unosi dłoń, by przybić mi piątkę.
Nasze dłonie zderzają się w powietrzu z głośnym klaśnięciem.
- Ale co do Lysandra… - zaczyna Alexy, a ja mimowolnie wzdycham. Wiedziałam, że
w końcu mnie o niego zapyta, ale wcale nie cieszy mnie myśl o zwierzaniu się ze
swoich uczuć. Uwielbiam Alexy’ego ale to nie zmienia faktu, że czuję się
niezręcznie zdradzając komuś postronnemu to, co łączy mnie z Lysandrem. Nic nie
mogę na to poradzić. Ale wiem, że Alexy nie odpuści, dopóki mu wszystkiego nie
powiem. Żeby ukryć zażenowanie, sięgam po mięso i wrzucam je na gorącą
patelnię.
- Co chcesz wiedzieć? – pytam zrezygnowana.
- Wszystko! Od kiedy?
- Pamiętasz tę imprezę karaoke?
- Jak przez mgłę. – prycha chłopak, na co tylko wywracam oczami – No żartuję
przecież. Odprowadzał cię do domu, prawda? Coś się potem wydarzyło?
- Mhm. – przytakuję i czuję, że się rumienię.
Alexy domyślnie klaszcze w dłonie.
- No nie gadaj! Ale tak… w usta?
- Mhm.
- Ale numer! Kto jak kto, ale po Lysandrze to bym się tego nie spodziewał. I co
dalej?
- No cóż, spotkaliśmy się jeszcze dwa razy poza szkołą. Trzy, licząc wczorajszą
imprezę.
- I co, fajnie było?
Posyłam mu rozbawione spojrzenie.
- Co to za pytanie?
Chłopak wzrusza ramionami.
- Normalne, co chcesz?
- Tak, całkiem fajnie, Alexy.
Mieszam szpatułką zawartość patelni i wrzucam pokrojoną cebulę. Mój towarzysz
dorzuca paprykę, więc doprawiam całość i czekam, aż warzywa przestaną być surowe.
Dopiero potem dodaję sos pomidorowy. Gdy mieszam wszystko i czekam, aż zagotuje
się woda na makaron, słyszę dzwonek do drzwi.
- Sprawdzisz, kto to? Muszę to mieszać. Może rodzice już wrócili. – mówię do
siedzącego obok mnie na blacie przyjaciela. Alexy zeskakuje na podłogę i znika
w przejściu do przedpokoju. Nie słyszę, kto przyszedł, ale kiedy Alexy wraca,
nie jest sam. Towarzyszy mu Lysander.
Z zaskoczenia upuszczam na podłogę szpatułkę, ochlapując swoje skarpetki
pomidorowym sosem. Powstrzymuję się od rzucenia jakimś przekleństwem i nagle
zdaję sobie sprawę, że nie wyglądam dzisiaj szczególnie wyjściowo – na pewno
nie tak, jak chciałabym być widziana akurat przez niego.
- Co tu robisz? – rozdrażnienie powoduje, że brzmi to ostrzej, niż zamierzałam
i natychmiast robi mi się głupio, kiedy widzę minę Lysandra. Alexy odbiera mi z
ręki szpatułkę i delikatnie popycha mnie w kierunku drzwi z kuchni.
- Zajmę się tym, porozmawiajcie sobie na osobności.
Posyłam mu pewne wdzięczności spojrzenie i prowadzę Lysandra do salonu.
- Przyszedłem nie w porę? – pyta, zerkając w stronę kuchni.
- Co? Nie, nie o to chodzi. Po prostu się ciebie nie spodziewałam.
- Nie chciałem ci przeszkodzić, Sucrette.
- Przeszkodzić?... – wreszcie podnoszę wzrok na niego i aż ściska mnie w
żołądku. Patrzy na mnie bez śladu ciepła, marszcząc brwi. Kompletnie zdębiała,
nie mogę wykrztusić z siebie ani słowa, czuję wręcz, jakby temperatura w
pomieszczeniu spadła o dobrych kilka stopni.
- Przyszedłem cię przeprosić za zachowanie Kastiela i zapewnić, że jeżeli to
się powtórzy, jego przyjaźń ze mną stanie się jedynie wspomnieniem. Z pewnością usłyszysz szczere przeprosiny z jego strony. Wybacz za najście w takiej
chwili, nie spodziewałem się jednak, że będziesz… zajęta, a chciałem to zrobić
jak najszybciej i osobiście. Do widzenia, Sucrette. Nie będę cię dłużej
niepokoił.
Po tych słowach Lysander posyła mi nieznaczny ukłon, a ja orientuję się w tym,
co się dzieje dopiero, kiedy odwraca się i w kilku krokach dociera do drzwi
frontowych.
- Lysander, poczekaj! – tylko tyle zdążyło paść z moich ust, zanim usłyszałam jak
zamyka za sobą drzwi. Nagle rozumiem, jak fatalna pomyłka ma miejsce i w jaki
sposób Lysander zinterpretował obecność Alexy’ego. W pierwszej chwili mam
ochotę wybiec za nim z domu, jednak coś mnie powstrzymuje i przystaję w pół
kroku. Nie podejrzewałam, że Lysander może mieć o mnie tak złe zdanie, by na
podstawie idiotycznych oskarżeń Kastiela i tego, co dzisiaj zobaczył wysnuć własne
wnioski, bez czekania na jakiekolwiek wyjaśnienie z mojej strony. Jakby tego
było mało, pozostaje kwestia niezrównoważonej Niny, o której niczego nie chciał
mi powiedzieć. Sam ma przede mną jakieś sekrety, a mimo to osądza mnie na
podstawie pozorów. To wszystko powoduje, że na miejsce wcześniejszego smutku,
strachu i dezorientacji pojawia się gniew. Nabuzowana wracam do kuchni, gdzie
zastaję Alexy’ego, wykładającego makaron na trzy talerze. Widząc mnie, nagle
przerywa i patrzy na mnie okrągłymi oczami.
- Su! Co się… - zaczyna, lecz nie jest dane mu dokończyć. Łzy nagle napływają
do moich oczu i zaczynają spływać po policzkach nieprzerwanymi strugami. Alexy
od razu podchodzi do mnie i mocno przytula, na co zaczynam głośno szlochać.
Chłopak pocieszająco głaszcze mnie po plecach czekając, aż się uspokoję.
- Już dobrze, nie płacz.
- Są siebie warci! – udaje mi się wykrztusić przez łzy, pomiędzy jednym a
drugim atakiem szlochu – Właśnie że są, obydwaj!
- No już, już cicho. Zaraz mi opowiesz, tylko już nie płacz.
- Jak on mógł?! – moje łzy wsiąkają w jego ulubioną pomarańczową bluzę, lecz
Alexy w ogóle nie zwraca na to uwagi. Jeszcze dobre kilka chwil stara się mnie
uspokoić, aż wreszcie łzy ustają i chłopak patrzy mi w oczy z troską.
- Co się stało? Myślałem, że posiedzicie tam, pomiziacie się i wszystko będzie
dobrze.
- Nic nie jest dobrze! Lysander wbił sobie do głowy, że gram na dwa fronty. Z
tobą.
Alexy nie wytrzymuje i parska śmiechem.
- Co za głupota. Ale łatwo się da to naprawić. Zaraz pójdę i wszystko mu…
- Nie! – przerywam, a mój przyjaciel aż wytrzeszcza na mnie oczy – Nigdzie nie
pójdziesz! Jak on mógł tak pomyśleć?! – krzyczę i szybko ocieram oczy, bo
czuję, że w każdej chwili mogę się ponownie rozpłakać.
- To zwykła pomyłka, Su. Wystarczy to wyjaśnić.
- On nie chciał wyjaśnień! Poszedł sobie, nie dając mi szansy wytłumaczyć!
- No tak. – Alexy nerwowo drapie się w ucho – Faktycznie niezbyt to miłe.
Chodź, zjemy i poczujesz się lepiej. Coś wymyślimy, zobaczysz. Wszystko się
ułoży.
- Nie mam apetytu.
- Nie bądź głupia, musisz coś zjeść.
Alexy szybko pozbywa się porcji makaronu przeznaczonej dla Lysandra, wrzucając
ją z powrotem do cedzaka i nakłada nam sos. Potem sadza mnie przy stole i
podaje posiłek. Jemy w milczeniu, choć ja głównie dłubię widelcem w swojej
porcji czując, że nie jestem w stanie niczego przełknąć. Jest mi potwornie z
myślą, że Lysander uważa mnie za tak nielojalną i fałszywą, podczas gdy dla mnie moje
uczucia do niego są wyjątkowe i piękne.
Alexy dotrzymuje mi towarzystwa przez resztę dnia, podczas którego oglądamy
odcinek za odcinkiem naszego ulubionego serialu i jemy ciastka. Chłopak robi co
może, by odwrócić moją uwagę od ponurych myśli i jestem mu za to bardzo
wdzięczna, lecz nie potrafię przestać myśleć o wyrazie twarzy Lysandra, gdy na
mnie ostatnio patrzył. Z tego wszystkiego to właśnie wydaje mi się najgorsze –
ten chłodny, pozbawiony jakiejkolwiek czułości czy nawet sympatii wzrok. To
właśnie on powiedział mi wszystko, czego nie usłyszałam wprost z jego ust.
Kiedy pod wieczór Alexy wraca wreszcie do domu, a ja zostaję sama czuję, że nie
mam już siły kompletnie na nic. Wracam do swojego pokoju, rzucam się na łóżko i
przez chwilę patrzę tępo w sufit, zanim nie ogarnia mnie nowa fala szlochu,
której od razu się poddaję, zwijając w kłębek i płacząc w poduszkę. Wreszcie
wykończona łzami zasypiam twardo i nie budzę się aż do rana.
Kiedy otwieram wreszcie oczy wiem, że jestem spóźniona. I to sporo.
Półprzytomna zrywam się z łóżka, niemalże tracąc równowagę i potrzebuję chwili,
by otoczenie przestało wirować w mojej głowie. Nie patrząc na zegarek, wyciągam
z szafy pierwszą lepszą koszulkę i dżinsy, po czym wpadam do łazienki i na
widok swojej twarzy wydaję z siebie krótkie westchnienie. Właściwie
cała jestem opuchniętą od płaczu, dodatkowo oczy są zaczerwienione, a na
policzkach widnieją czerwone plamy. Moją pierwszą myślą jest, że nie mogę się
tak pokazać w szkole za skarby i szybko chwytam kosmetyczkę, by choć trochę naprawić tę katastrofę. Nie idzie mi to zbyt dobrze, ale z pomocą krótkiego okładu z torebek herbaty, korektora, podkładu i tuszu do rzęs, udaje mi się jako – tako doprowadzić
swoją twarz do ładu.
Docieram do liceum w trakcie trwania drugiej lekcji. Jest już dwadzieścia minut
po dzwonku, więc uznaję, że nie ma sensu teraz się pokazywać w klasie i idę do
biblioteki, żeby w spokoju poczekać do kolejnych zajęć. W środku jest pusto,
więc zajmuję stolik w kącie, zakładam słuchawki i wyciągam zeszyt, żeby odrobić
pracę domową z kolejnej lekcji. Pogrążam się w nauce, gdy przerywa mi jakiś
hałas, dobiegający spomiędzy regałów. Rozglądam się zdezorientowana i nagle
widzę Nataniela, wyłaniającego się spomiędzy półek z naręczem jakichś pomocy
naukowych.
- Chryste, ale mnie przestraszyłeś. – mówię z pewnym wyrzutem.
- Och, witaj. Nie zauważyłem cię. Nie powinnaś być na lekcji? – mówi typowym
dla siebie moralizatorskim tonem.
Wzruszam ramionami.
- Mogłabym zapytać o to samo.
Nataniel wreszcie się uśmiecha i kładzie na chwilę swój stos książek na moim
stoliku, rozmasowując nadgarstki.
- Touché. Profesor Farazowski wysłał mnie po kilka
rzeczy, które przydadzą mu się na lekcji, ale znalezienie wszystkiego zajęło mi
jakąś wieczność. – chłopak przez chwilę mi się przygląda – Bez obrazy,
Sucrette, ale czy dobrze się czujesz?
Ponownie wzruszam ramionami.
- Żadna obraza, przecież wiem jak wyglądam. – wzdycham – Nie martw się o mnie,
zamierzam przyjść na kolejną lekcję.
- W porządku. Do zobaczenia w klasie. – Nataniel zbiera swoje książki i odwraca
się do drzwi z zamiarem odejścia, kiedy sobie o czymś przypominam.
- Hm, Nataniel?
- Tak? – mówi, obracając głowę w moją stronę.
- Widziałeś dzisiaj w szkole Kastiela albo Lysandra?
Chłopak przez chwilę marszczy brwi.
- A wiesz, że chyba nie? Kastiel to Kastiel, ale do Lysandra to trochę
niepodobne. Mam nadzieję, że nie zachorował czy coś.
Przytakuję czując jak z mojej twarzy odpływa wszelki kolor.
- Dzięki.
Nataniel w odpowiedzi kiwa tylko głową z przyjaznym uśmiechem na ustach i wychodzi z
biblioteki, przytrzymując sobie dwuskrzydłowe drzwi łokciem.
A więc nie przyszli. Obydwaj. W mojej głowie pojawia się nagle irracjonalny lęk,
że przepisali się razem do innej szkoły, żeby nie musieć mnie więcej oglądać.
Natychmiast odpędzam tę myśl i wracam do swojego zadania domowego. Kończę
niemalże w momencie, gdy na korytarzu wybrzmiewa dzwonek, a na moją komórkę
przychodzi sms od Alexy’ego. Gdzie
jesteś? – Biblioteka. Odpisuję tylko i wstaję z krzesła, zgarniając swoje
rzeczy do torby. Wychodząc, prawie wpadam na mojego przyjaciela. Widzę, że na
mój widok jego twarz na chwilę przesłania cień smutku, jednak szybko ukrywa to
za swoim firmowym uśmiechem.
- Już myślałem, że nie przyjdziesz, Su.
- Zapomniałam nastawić budzika. – tłumaczę i ruszamy razem do sali „A”,
rozmawiając. Choć właściwie to Alexy mówi, a ja staram się go słuchać i
reagować na jego słowa, lecz moje myśli wciąż wędrują w stronę dwóch
dzisiejszych nieobecności. Pomyśleć, że jeszcze miesiąc temu prawdopodobnie nie
zwróciłabym na nie większej uwagi. Mój wzrok przykuwają białe, idealnie ułożone
włosy Rozalii, która stoi przy ścianie ze wzrokiem wlepionym w wyświetlacz
komórki i bez zastanowienia do niej podchodzę.
- Rozalio?
Dziewczyna odrywa się od telefonu, żeby na mnie spojrzeć.
- Tak? – pyta ostrożnie.
- Wiesz może, dlaczego nie ma dzisiaj Lysandra? – pytam bez zbędnych wstępów.
Dziewczyna nieznacznie marszczy czoło i mam wrażenie, że rzuca pospieszne
spojrzenie w stronę stojącego u mojego boku Alexy’ego.
- Niestety, nie.
- Hm. A… wiesz może, kiedy się pojawi?
- Nie.
-Aha. To… cześć.
- Cześć. – Rozalia natychmiast wraca do swojego telefonu, a ja odchodzę z
poczuciem sromotnej klęski. Alexy w żaden sposób nie komentuje jej dziwnego
zachowania, jednak wiem, że też je dostrzegł. Już nie raz mi udowodnił, że
bynajmniej nie jest ślepy. Kolejne lekcje wleką się w nieskończoność i gdyby
nie Viola i Alexy, prawdopodobnie bym nie wytrzymała. Violetta nie zadaje
pytań, ale jak może stara się okazać mi wsparcie. Kiedy zajęcia wreszcie
dobiegają końca, żegnam się z przyjaciółmi na korytarzu, po czym kieruję się
do swojej szafki, skąd zabieram swoje rzeczy i idę w stronę dziedzińca.
Gdy wychodzę na zalane słońcem podwórze, potrzebuję chwili, by mój wzrok
przyzwyczaił się do światła – lecz gdy tylko orientuję się, co widzę, przystaję
w pół kroku.
Na dziedzińcu stoją Lysander i Kastiel, w towarzystwie Niny. Kastiel odszedł na
bok, podczas gdy Lysander i Nina rozmawiają ze sobą, stojąc bardzo blisko
siebie. W pewnym momencie widzę, jak Lysander niemalże czule dotyka jej
ramienia i w tym momencie zauważa mnie Kastiel, który szturchnięciem zwraca
Lysandrowi uwagę, że nie są sami. Chłopak spogląda w moim kierunku i czuję się,
jakbym otrząsnęła się z letargu. Prostuję się i powstrzymując wzbierającą we
mnie rozpacz, ruszam w stronę bramy szkoły. Gdy ich mijam, mam wrażenie że Nina
posyła mi triumfalne spojrzenie i wkładam całą swoją wolę w to, by się nie
rozpłakać na ich oczach. Unikając wzroku Lysandra wychodzę przez bramę i ruszam
w stronę domu, wiedząc że tym razem wrócę do domu pieszo.
Rozdział oczywiście świetny, podoba mi się relacja Su i Alexy'ego :D
OdpowiedzUsuńAle kurcze, szkoda, że między Lysandrem i Su doszło do takiego nieporozumienia, mam nadzieję, że to sobie wyjaśnią.
Czekam na następną część! :D
Dziękuję pięknie, postaram się byś nie musiała czekać długo ;) Buźka!:*
UsuńNie do końca przemawia do mnie taki sposób narracji, jednak i tak bardzo przyjemnie czyta się twoje opowiadanie. Mam nadzieję, że następne rozdziały pojawią się wkrótce. Życzę weny :)
OdpowiedzUsuńKiriRin.
Kolejny odcinek będzie prawdopodobnie ostatnim i nie ukrywam, że idzie mi dość mozolnie. ;) Czy będzie dla Ciebie dużym problemem napisanie bardziej szczegółowo, co według Ciebie jest problematyczne? Komplementy są miłe, ale będę naprawdę wdzięczna, jeśli podzielisz się swoimi uwagami! ❤
UsuńTo nic osobistego, tylko subiektywne odczucie. Chodzi mi o prowadzenie narracji stale w czasie teraźniejszym. Chyba jestem po prostu za bardzo przywiązana do klasycznego sposobu, którego zresztą sama używam. Nie mam uwag jeśli chodzi o stylistykę i inne formalne smaczki, piszesz prosto, ale bardzo dobrze :)
UsuńKiriRin.
Rozumiem. Przyznaję, że ten czas teraźniejszy to był pewnego rodzaju eksperyment z mojej strony, byłam ciekawa jak się prowadzi w ten sposób narrację, ale na dłuższą metę chyba nie będę tego stosować. Bez przerwy muszę się pilnować, bo odruchowo jednak piszę w czasie przeszłym. Dziękuję za radę! Dokończę to opowiadanie jak jest, ale następne będzie już z klasyczną narracją. Buziaki!:*
Usuń